piątek, 28 lipca 2017

Rozdział III- Kastiel


*Kastiel*

 Zatrzasnąłem za sobą drzwi mojego domu i wkurzony ruszyłem w stronę Amorisa. Nie żebym jakoś szczególnie przepadał za przebywaniem w szkole, zwłaszcza po lekcjach, ale musiałem uciec przed pociskiem...mówię o moich rodzicach. Jakiś tydzień temu dostali urlop i teraz siedzą w domu...jakby nie mogli zostawić mnie w spokoju. Słyszałem jak mama coś za mną woła ale nie odwróciłem się.
Założyłem na głowę kaptur, ponieważ zaczął padać deszcz i schowałem ręce do kieszeni.
  Po kilku minutach znalazłem się przed budynkiem szkoły. Było ciemno i pusto...byłem sam.
 Przez chwilę spacerowałem po dziedzińcu, aż w końcu usiadłem na mojej ulubionej..nie...po prostu mojej ławce... Wyciągnąłem z kieszeni nieco zamoczoną paczkę papierosów Malboro i wyciągnąłem jednego. Przez chwile szarpałem się z kurtką, gdyż nie mogłem znaleźć zapalniczki. W końcu jednak przypomniałem sobie, że pod ławką między metalowymi prętami zawsze mam jedną ukrytą.
Schyliłem się i zacząłem macać ręką w poszukiwaniu swojej własności. Jednak oprócz zapalniczki, udało mi się znaleźć coś jeszcze. Jakiś złożony na dwie części kawałek papieru. Był nieco brudny i przemoczony, ale jeszcze nie rwał się w dłoniach. Rozłożyłem go delikatnie i zapaliłem papierosa trzymając go między zębami.

 ,,Jeśli nie jesteś Kastielem Blackiem, nie czytaj tego listu i odłóż go z powrotem pod ławkę"
Ha...sprytnie...dobry sposób na to, żeby zniechęcić innych do dotykania tego...pewnie nikt nie chce mieć nic wspólnego z czymś...co może mieć coś wspólnego ze mną...
,,To ja, Violetta. Ta mała, drobna natrętna dziewczyna, która raptem kilka dni temu wyciągała od Ciebie fajki...i ta sama, która nie dawno w naszej kochanej szkole pocięła się."
Ta...znam..kojarzę...i faktycznie bardzo natrętna...a to, że napisała do mnie ten list miłosny jeszcze bardziej to potwierdza...
,, Piszę do Ciebie, ponieważ chcę, abyś wiedział, że również przyczyniłeś się do tego, że zdecydowałam się na samobójstwo..."
Ah...Czyli to nie list miłosny...jakby to mnie ruszało...
,,Dzięki Tobie, mój drogi wyjątkowo szybko uzależniłam się od tych pieprzonych papierosów...wiem, że pewnie Cię to nie obchodzi i nie uważasz to za nic istotnego, ale wiedz jedno... Każda Twoja najmniejsza zła decyzja, prędzej czy później doprowadzi do katastrofy... jedna już doprowadziła...nie żyję... Pamiętasz, kiedy jakiś czas temu spotkaliśmy się wieczorem na dziedzińcu?'
Tak kurwa, tak...ale to był przypadek...
,, Zapytałam Cię wtedy, co tu robisz. Ty odpowiedziałeś -Ukrywam się przed rodzicami..nie mam ochoty spędzać z nimi czasu..-. Potem wyjąłeś z kieszeni paczkę papierosów i podałeś mi ją. Nie ukrywam, że mnie tym zdziwiłeś, ale sama się sobie dziwiąc wzięłam jednego. W sumie kiedy przypomnę sobie Twoją minę, ty też byłeś zdziwiony. Zapaliłeś mi go a ja spróbowałam się zaciągnąć. Spodziewałam się, ze zacznę kasłać i dusić się ale nic takiego nie miało miejsca. Najzwyczajniej w świecie paliła z Tobą przed szkołą. Można powiedzieć, że od tego czasu byliśmy przyjaciółmi od papierosa...Ale pewnie pomyślisz teraz... i co z tego? Bo jakbym była jedyną dziewczyną na świecie, która paliła... Chodzi o to, że ta cała sytuacja..nasza rozmowa...ten pieprzony papieros...i blizna, którą mi zrobiłeś.."
Co kurwa..? Ah...tak, faktycznie...tyle, że tłumaczyłem jej, że to przypadek.
Kiedy siedzieliśmy na tej ławce,było już ciemno. Popiół z jej papierosa spadł jej na kolano i próbowałem go strzepać, ale przez to tylko przyłożyłem mojego papierosa do jej da, wypalając jej dziurę w spodniach i przy okazji zostawiając ślad na skórze. 
,,...zaczęłam piszczeć a w moich oczach pojawiły się łzy. Skóra piekła niemiłosiernie. Włączyłeś latarkę w telefonie i zacząłeś dmuchać w miejsce oparzenia, jednak to nic nie dawało, a rana robiła się jeszcze bardziej czerwona. Nie chciałam przy Tobie płakać, a byłam bliska temu, więc powiedziałam Ci, ze nic się nie stało i muszę już wracać...a przez całą drogę do domu głośno płakałam i przykładałam wskazujący palec do rany aby ją ukryć.. Moi rodzice zrobili mi ogromną awanturę, za to, że wracam późno, mam dziurę w spodniach i pachnę papierosami i męskim perfumami... Twoimi perfumami. To był pierwszy raz kiedy mama mnie uderzyła...dosłownie dostałam w policzek...stwierdziła, że strasznie się zmieniłam, a ona nie wie co się ze mną dzieje...i miała rację...zmieniłam się, cholernie się zmieniłam...Wy mnie zmieniliście.."
Przepraszam, że przez mnie twoja matka cię uderzyła...przepraszam za bliznę...i przepraszam, że dałem ci papierosa...
,,Ale ty możesz czuć się wyróżniony...zostawiłeś na mnie bliznę, którą mogłabym mieć do końca życia...mogłabym, gdybym jej nie zniszczyła...tak, sprawiłam, że wyglądałam jeszcze gorzej...zrobiłam to kiedy zaczęłam się ciąć...a wiesz kto mi w tym pomógł? Twój najlepszy przyjaciel..."
Co? Raczej..nie...Lysander, przecież...
,, Ale to już nie ważne...chciałabym Ci jeszcze raz serdecznie podziękować, za ten cały ból i to jak mnie oszpeciłeś...Dziękuje Ci za tego papierosa...naprawdę, bardzo szybko udało mi się uzależnić..i chociaż nie chciałam, tego to to było ze mną... 
Obiecuję Ci, że niedługo dowiesz się dlaczego obwiniam Cię o moją śmierć... i radzę Ci nikomu nie mówić o tym liście...przynajmniej na razie... w naszej kochanej szkole, jest moja powierniczka, ona zbiera wszystkich moich morderców i niedługo spotkacie się wspólnie... Chociaż wątpię, że poznacie ją.."
My? Jaką ją?
,,Po prostu proszę Cię, byś zachował to dla siebie... Możesz to dla mnie zrobić?"
Kurwa..mogę...
,,To nie tak, że Cię nienawidzę... po prostu źle mi z tym, że ktoś tak dobry jak ty upadł tak nisko...
Nie wiem, czy słyszałeś, ale w Biblii pisze, że Bóg powiedział Adamowi i Ewie, ze mogą  jeść ze wszystkich drzew wokół oprócz tego zakazanego...nauczył ich, powiedział, że mogą hodować zwierzęta i zajmować się roślinami...uczył ich dobrych rzeczy..byli niewinni i nic na początku nie wiedzieli..dopiero uczyli się jak żyć. Ja też taka byłam, zawsze cicha i nieśmiała...ale to wy zaczęliście mnie uczyć tych wszystkich nowych rzeczy...byliście dla mnie jak Bóg dla pierwszych ludzi...tylko, że wy nauczyliście mnie jak jeść z zakazanego drzewa...nauczyliście mnie jak robić złe rzeczy...ale nikt nie powiedział mi jak żyć, ze świadomością tego wszystkiego..."
Czytając to nawet nie zwracałem uwagi na lejący deszcz, byłem cały mokry i było mi kurewsko zimno, ale nie zamierzałam wracać do domu..przynajmniej nie do czasu, aż skończę czytać...
Bo tak kurwa...poruszyło mnie to, jestem kurewsko słaby...
,, Następny list otrzyma Lysander...nie wolno Ci o niczym mu powiedzieć...on też Ci o niczym nie powie...moja pośredniczka dopilnuje tego...

Violetta
Ps.  Ja na Twoim miejscu byłabym lepsza dla Twoich rodziców... Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że są jacy są.."

To były ostatnie linijki listu. Kiedy skończyłem czytać i zacząłem zwracać uwagę na otoczenie, zdałem sobie sprawę, że mogę usłyszeć głośne bicie mojego serca. Jak to możliwe, że jakieś słowa..mogły wywołać u mnie taki stan. Złożyłem kartkę na kilka części i wepchnąłem do tylnej kieszeni spodni. Nie zwracając uwagi na deszcz zacząłem iść w stronę domu.
 Co my wszyscy mamy z tym wspólnego..czemu nas obwinia...
Gdy wszedłem do domu, zobaczyłem moją mamę siedzącą na kanapie w salonie.
-Gdzie ojciec?- spytałem.
-Musiał jechać szybko do pracy..-powiedziała.
-Gdzie byłeś?- dodała zmartwiona.
Boże co za widok... nigdy nie pozwól by twoja matka była w takim stanie...by była smutna...nie pozwól by kiedykolwiek z twojej winy miała łzy w oczach...bo to kurwa boli...nie wiem kogo bardziej...ją która się martwi..czy mnie który zawiódł ją po całej linii..
 Nie odpowiedziałem jej tylko rzuciłem się w jej stronę, aby ją przytulić..
Ona przez chwilę stała w bezruchu najwyraźniej zadziwiona jednak później sama mnie objęła...

sobota, 22 lipca 2017

Rozdział II-Amber

*Amber*

    Właśnie zadzwonił dzwonek. To była moja ostatnia lekcja, więc teraz mogłabym wrócić do domu...Ale nie...Miałam ciekawsze zajęcia..jak na przykład siedzenie za karę po lekcjach w bibliotece.
Poprawiłam swoją spódniczkę i ruszyłam do szafek, a za mną Li . Kiedy ona otwierała swoją podszedł do nas mój brat i przyglądał mi się. Jezzu...Od wczoraj zachowuje się dziwnie... Cały czas mnie obserwuje i przegląda wszystkie moje notatki z lekcji (które swoją drogą zrobiła Li).
Przewróciłam oczami i otworzyłam szafkę. Nataniel rozejrzał by sprawdzić czy aby coś mi nie wypadło.
Westchnęłam i wyjęłam z niej mój podręcznik do historii, który następnie schowałam do torby.
-Co?-warknęłam gdy Li się oddaliła.
-Nic.-Nataniel wzruszył ramionami.
Zamknęłam szafkę i udałam się w stronę schodów na górę.
Otworzyłam duże drewniane drzwi do szkolnej biblioteki i rzuciłam okiem na nauczycielkę, która zapisała w notesie, że jestem obecna.
Oprócz mnie było tam też kilkoro innych uczniów, których szczerze nie kojarzyłam...i to chyba dobrze...nie wyglądali na jakieś sławy...
 Usiadłam z dala od tych ofiar i wyjęłam mój ten pieprzony podręcznik od historii.
Za to, że przeszkadzałam Farazowi na lekcji musiałam zrobić jakąś notatkę z lekcji...Normalnie to bym sobie nie zawracała tym głowy ale miałam zagrożenie, więc jeden raz mogłam się ,,postarać''.
 Otworzyłam książkę i zobaczyłam, że między strony została wepchnięta jakaś koperta.
Zaciekawiona otworzyłam ją. List.

  ,, Moja Droga Amber..."
Ok... dobrze się zaczyna...
,,Pewnie nie spodziewałaś się dostać ode mnie listu..."
Od kogo kurwa?...
,, To ja, Violetta... A więc...piszę do Ciebie z podziękowaniami..."
Oh..dobrze.. fajnie...należą mi się podziękowania... tylko za co?
,, Dziękuję Ci, za to czego mnie nauczyłaś.. A mianowicie, nauczyłaś mnie tego jak ranić innych zwykłymi słowami i zrobiłaś ze mnie zwykłą sukę... A do tego nieźle mnie nastraszyłaś... Mimo wszystko, muszę przyznać, że odrobinę jestem Ci wdzięczna, bo nauczyłaś mnie jak skutecznie odtrącić i odstraszyć ludzi...co bardzo mi się przydało, bo zauważyłam iż nikt nie zaprząta sobie mną głowy...i wtedy mogłam spokojnie zająć się sobą...jeśli wiesz co mam na myśli..."
Ymmm..no sory, ale ja nikomu do łóżka nie zaglądam...
,,Czekaj...co ja mówię...jesteś totalną idiotką...nie możesz wiedzieć co mam na myśli.."
Suka...
,, ,,Zająć się sobą'' , czyli przygotować się do odejścia stąd... bo jak pewnie słyszałaś...nie żyję...bo słyszałaś o tym?"
Tak kurwa wszyscy o tym mówią....
Usłyszałam wibracje i wyjęłam komórkę z torby. Dostałam SMS'a od Nataniela.
,,Kiedy będziesz w domu?"
Przewróciłam oczami i nie fatygowałam się, żeby odpisać.
Po chuj on mi przeszkadza?! Przecież wie, że się uczę! Znaczy....za chwilę będę się uczyć...
,, Sądzę, że skoro mówimy już o mnie, to mogę przytoczyć pewną historię...  Pamiętasz jak chciałaś abym ,,pożyczyła" Ci pieniądze na obiad? To to ich nie dostałaś i jak wcześniej mówiłam odegrałaś się na mnie... Za to, zabrałaś mnie na spacer...
Szłyśmy chodnikiem, aż w końcu znalazłyśmy się na jakieś starej ulicy przy jeszcze bardziej rozwalonej kamienicy (swoją drogą, nigdy nie wytłumaczyłam się nauczycielom dlaczego tego dnia uciekłam z lekcji...).  Zapytałam Cię, co tu robimy. Stwierdziłaś, że teraz czas na ,,zabawę''.
Rozejrzałaś się i pomachałaś do jakiegoś wysokiego gościa, który zaczął zbliżać się w naszą stronę. Ty zaśmiałaś się i zniknęłaś za jakimś budynkiem. Ten mężczyzna był o dwie głowy wyższy ode mnie.
Również się zaśmiał i podchodził coraz bliżej. Wystraszyłam się i gwałtownie odwróciłam. Zaczęłam biec przed siebie. Nawet się nie obejrzałam, aby wiedzieć, że on podąża za mną. Po kilku minutach wyczerpującego biegu zdałam sobie sprawę, że jestem w pobliżu budynku szkoły. Jako, że robiło się już ciemno i zapalono już kilka lamp ulicznych postanowiłam odpocząć na ławce na szkolnym dziedzińcu. Szkolna brama nigdy nie jest zamykana, więc nie miałam problemu z dostaniem się na teren szkoły. Zdyszana usiadałam na ławce i zauważyłam, że koleś, którego na mnie nasłałaś gdzieś zniknął. Wyjęłam butelkę wody z torby i zamknęłam na chwilę oczy. Powiem Ci, że jak na jeden dzień to wystarczająco się wystraszyłam... Poczułam, że ktoś dotyka mojej dłoni i wyjmuje mi z dłoni butelkę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego przed mną naszego buntownika. Stał i najzwyczajniej pił wodę z mojej butelki..."
Oparłam głowę na ławce, i szczerze nieźle już nudziła mnie ta jej historyjka...ale ok...
,, Byłam zdziwiona i nieco wystraszona... po pierwsze... właśnie stałam twarzą w twarz z NIM.
Po drugie, Kastiel siedział sam na terenie szkoły... on... przecież, zawsze się zarzekał, że nie znosi szkoły. Po chwili spytał ,,Co tu robisz?". Ja odrzekłam ,,Przechodziłam..i musiałam odpocząć...A ty?''
Chłopak wtedy westchnął, ale o dziwo odpowiedział ,,Ukrywam się przed...rodzicami...przyjechali na weekend a ja nie mam ochoty spędzać z nimi czas...". Poczułam się dziwnie...swobodnie w jego towarzystwie... Powiedziałam, że też  nie dogaduję się z rodzicami i też niezbyt odpowiada mi powrót do domu, zwłaszcza, że zważywszy na to, jaką mamy godzinę...będą mieli z tym problemy..."
Kastiel ma problemy z rodzicami? Biedak...
,, Właściwie to trochę się zagalopowałam... bo chciałam Ci tylko wspomnieć, że przez to, że ten Twój ,,znajomy'' mnie zaatakował, prawie umarłam...w sensie...ze strachu...byłam bliska zawału..miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi...dosłownie... I informuje Cię o tym tylko z jednego powodu...
Bo wiem, że jesteś zwykłą zdzirą bez serca... i absolutnie nie obchodzi Cię to, że między innymi, również podjęłam decyzję o samobójstwie... Dlatego chciałam Cię powiadomić, że za to całe zło, które wyrządziłaś, otrzymasz okropną karę... Skończysz w męczarniach i za każdy nawet najmniejszy cios jaki zadałaś innym..za każdą ranę... za każde złe słowo, spotka Cię tysiąc razy gorsza i boleśniejsza kara.."
Czytałam ostatnie słowa z przerażeniem w oczach... Przełknęłam głośno ślinę.
,, I ja już tego dopilnuję...  
A i pamiętaj... nikt nie może się dowiedzieć o tym liście... Bo inaczej pożałujesz tego... jesteś obserwowana...."
Gwałtownie podniosłam głowę i rozejrzałam się. Nikt nie wyglądał jakby mnie podglądał, ale to ani trochę mnie nie uspokoiło.
,,No i to tyle... wiedz, że jesteś bardzo ważna w mojej historii... krótkiej historii... ale naprawdę nie masz z czego się cieszyć księżniczko... 
 Pozdrowienia z Piekła
Violetta"
Kiedy tylko doczytałam list do końca zgniotłam kartkę w kulkę i cisnęłam do torby. Oparłam głowę na dłoniach i odetchnęłam głośno.
Nie miałam pojęcia, że Violetta weźmie to tak od siebie... Traktowałam ludzi gorzej... nie raz nasyłałam na nich swoich... ,,znajomych''...Ale oni nigdy nie robili im krzywdy.. tylko mieli ją nastraszyć.... kurwa...


                                                    ** *            ***           ***
Hej oto i kolejny rozdział! Bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale naprawdę, mimo, że rozdziały są krótkie to potrzeba dużo czasu aby wymyśleć coś sensownego!
Jednak mam nadzieję, że podoba się wam!
                                            CZYTASZ=KOMENTUJESZ                                                                     


scheyly
zapraszam też na mojego drugiego bloga o Słodki Flircie !
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/

wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział I - Nataniel

* Nataniel *
    Byłem zmęczony dzisiejszym dniem i marzyłem tylko o tym, aby położyć się do łóżka. Cała masa papierkowej roboty...i jeszcze to co ostatnio się wydarzyło...
 Nie pozwalała mi się skupić...biedna Violetta...
Nie mam pojęcia co skłoniło ją do samobójstwa...nie wyglądała na kogoś kto miałby problemy... No nie ważne..nie chcę tym sobie zaprzątać głowy...i tak pewnie nigdy się nie dowiemy...
    Przerzuciłem torbę przez ramię i udałem się do mojej szafki. Otworzyłem ją i w tym samym czasie wypadła z niej jakaś koperta. Zanim ją podniosłem rozejrzałem się dookoła, czy to aby nie są jakieś żarty.
 Jako, że już dawno było po lekcjach, korytarze były puste, a ja byłem sam.
 Nie było nikogo, więc ktoś musiał mi to podrzucić w trakcie lekcji...
 Niewiele myśląc otworzyłem kopertę. W środku była złożona na trzy części duża kartka, list.
Na początku nie mogłem rozczytać co tam pisze, ponieważ przez cały dzień wpatrywania się w papiery, mój wzrok mnie zawodził.
Przetarłem oczy i przymrużyłem je.

,,                                                     Natanielu,
Pewnie zastanawiasz się, od kogo mogłeś dostać ten list...''

Szczerze mówiąc, to tak...
,,A więc, dam Ci małą podpowiedź... Pamiętasz, może kto, raptem tydzień temu pomógł Ci w tej całej papierkowej robocie? Bo to ona, jest autorką listu..''
Violetta...ona pomogła mi...ale...ona nie żyje...
,,Pewnie dziwi Cię fakt, że dostałeś list, od martwej osoby.."
Dziwi i przeraża, tak dokładniej...
,, Napisałam go kilka godzin, wcześniej za nim skończyłam z sobą... Więc na pewno jesteś ciekawy czemu napisałam do Ciebie... O tuż... Hmm...Poczekaj...Chcę, żeby to było jasne, nie jesteś dla mnie nikim ważnym...''
Ała
,,.. Ale tak jak inni przyczyniłeś się do mojej śmierci... Dlatego, postanowiłam, każdego z was uświadomić z tym co zrobiliście...''
Zaraz...co?
,, Ty jesteś pierwszy, ponieważ nie wyrządziłeś mi aż takiej krzywdy... jednak bardzo przyczyniłeś się do tego co było potem... A więc wróćmy do tego co stało się tydzień temu.."
Ciągle zapatrzony w słowa, zamknąłem szafkę (choć podejrzewam, że tak naprawdę tego nie zrobiłem) i wyszedłem ze szkoły udając się do domu.
,, Poprosiłeś bym razem z Tobą udała się do Pokoju Gospodarzy... więc kiedy się tam znaleźliśmy zaczęliśmy bawić się tymi papierami... w końcu dołączyła do nas Melania.
Spytała, czy może nam pomóc. Ty warknąłeś ,,Nie''. Dosłownie! Przyrzekam, że warknąłeś!
Ona wyszła a ja wtedy spytałam Cię ,,C-czemu...j-jak..jak z taką łatwością jej odmówiłeś?''.
Ty wtedy uśmiechnąłeś się pod nosem i powiedziałeś ,,Czasami, człowiek musi być stanowczy...sprzeciwić się..nie możesz zawsze przytakiwać...musisz mieć własne zdanie."."
Tak, pamiętam...ale co? Przecież dobrze powiedziałem...
,, I od tej pory, miałam własne zdanie... Pożegnaliśmy się i ja wróciłam do domu. Moja mama od razu, gdy tylko przekroczyłam próg spytała mnie czy zostanę z młodszym bratem, bo ona i ojciec chcą wyjść na kolację. Na początku się speszyłam, ale potem śmiało odrzekłam ,,Nie''. Ona spojrzała na mnie zdziwiona i kazała mi powtórzyć...więc powtórzyłam. Wtedy zawołała ojca i zaczęli kłótnię.
A dzięki, temu co powiedziałeś, ja nie dałam im się... Najzwyczajniej w świecie się im sprzeciwiłam i wyszłam z domu...Oczywiście wróciłam po godzinie. W tedy rodzice udali obrażonych i nie odzywali się do mnie...może to i dobrze?''
 Znalazłem się przed domem, na podjeździe nie było auta rodziców, więc nie było ich w domu.
Wszedłem do środka i odłożyłem plecak w kąt, udałem się do salonu i wziąłem szklankę wody.
Teraz miałem odpowiednie warunki by dokończyć czytanie.
,, Pewnie pomyślisz, że to nic takiego... z tego co wiem, to ty masz gorsze problemy w domu...
Ale to co działo się potem... to już trochę wymknęło się spod kontroli. Następnego dnia poszłam do szkoły..kilka nauczycielek poprosiło mnie o pomoc ze sprawdzianami...Rozalia chciała iść ze mną na obiad, Kentin chciał pożyczyć hajs...ale ja wszystkim odmówiłam.''
No fakt..trochę to nie miłe...ale nie bez przesady...nie doprowadziło to do żadnej tragedii..
,,...I wszystko byłoby dobrze...gdyby nie to, w jaki sposób się zachowywałam... Za bardzo chciałam stać się niezależna i... nie przemyślałam nawet niczego...po prostu mówiłam nie... I przez to, że TY mnie tego nauczyłeś, nauczyłam się kolejnej złej rzeczy..."
 Nim się zorientowałem szklanka była już pusta, więc odłożyłem ją na stolik.
,,I teraz przejdziemy do tego,  do czego doprowadziła Twoja cenna lekcja...
 Szłam sobie korytarzem i spotkałam Twoją siostrę, Amber. Ona uśmiechnęła się cwaniacko i podeszła do mnie prosząc o pożyczenie pieniędzy na obiad. Ja z kamienną twarzą, odmówiłam.
 Ona spojrzała na mnie zdziwiona i zmarszczyła brwi.."
 Wzdrygnąłem się gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Obok mnie siedziała moja siostra.
-Co czytasz?-spytała i chciała zobaczyć kartkę.
-N-nic..to ze szkoły...dyrektora zostawiła mi papiery do przejrzenia..-skłamałem. Ona odwróciła się i chwyciła pilot od telewizora po czym go włączyła.
 A co moja siostra ma z tym wspólnego?
,, Jednak po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech...jakby...dumny?
 Otworzyła usta i powiedziała ,,No..Violu...sprzeciwiasz mi się...ale tym razem...tym razem ci odpuszczę...jestem pod wrażeniem..." i poklepała mnie po ramieniu. Potem kazała mi gdzieś za sobą iść...i...i to właściwie koniec Twojej roli. Zapewne teraz wydaje Ci się, że nic szczególnego nie zrobiłeś  i jesteś niewinny..ale obiecuję Ci, że w końcu wszystko się wyjaśni... Jedna z uczennic w Amorisie, przed moim samobójstwem zawarła ze mną umowę... dostarczy każdemu winnemu list, w którym przedstawię mu jego winę...Więc...lepiej będzie jeśli nikomu o tym nie wspomnisz...o tym liście...bo jeśli to zrobisz, to przyrzekam, że ona się o tym dowie...i wszystkim powie, że jesteś w to zamieszany...wprawdzie wszyscy wiedzą, że to samobójstwo, ale jeśli wyjdzie, że Ty byłeś jednym z powodów, dla których się na to zdecydowałam...to Twoja reputacja nieźle na tym ucierpi..A tego byś nie chciał.."
Nie chciałbym tego...
,,Następny list, otrzyma Twoja siostra... a następnie ktoś inny i jeszcze inny...a kiedy ostatnia osoba przeczyta lis, zgłosi się do Ciebie.. i wtedy wszyscy moi kochani winowajcy się spotkacie i przemyślicie to co zrobiliście..."
Amber też otrzyma list... albo już go ma...dawno nie zaglądałem do szafki...mogłem go otrzymać kilka dni temu...
Violetta kazała mi nikomu nic nie mówić...bo ta jej...ymm...służąca? Bo ona wszystkim powie o tym co zrobiłem...tylko co zrobiłem? Nie..nie ważne.... w każdym razie wolę się nie narażać.
,, No więc... mam nadzieję, że zżera Cię ciekawość, odnośnie tego, do czego się przyczyniłeś i co sprawiło, że postanowiłam się zabić... więc..jak wcześniej wspominałam, niedługo się dowiesz.
A teraz, życzę Ci abyś faktycznie się nie wygadał..
  Violetta''
 Czytałem ostatnie słowa i starannie napisany podpis Violetty. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć... Może nie byłem z nią jakoś blisko, ale to nie jest tak, że miałem ją gdzieś...Zawsze byłem pewny, że ma swoich przyjaciół...Ciągle kręciła się  gdzieś z Su i Rozalią...Matko...naprawdę...nie mam pojęcia co takiego zrobiłem..


                                                      ***                        ***
Witajcie! Oto przed wami pierwszy rozdział! 
Powiem szczerze, że wymyślanie opowiadania tego typu jest bardzo czaso i pracochłonne.
Muszę, wymyślać o co by tu obwinić poszczególne osoby...i takie tam...
Więc powiem, że tak...bardzo się napracowałam pisząc pierwszy rozdział.
Jeśli podoba ci się i doceniasz moją pracę, proszę zostaw komentarz!
Pozdrawiam 
Scheyly


zapraszam też na mojego drugiego bloga
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/


poniedziałek, 17 lipca 2017

Prolog



Witajcie, witam...ymm...hej.. Zapewne jesteście tu bo słyszeliście o tym,co nie dawno wydarzyło się w naszej szkole...
Tak przykra sprawa...dziewczyna była młoda...cicha i niewinna...nikt nie spodziewałby się, że jest w stanie zrobić coś takiego...że sama odbierze sobie życie..
Ale tak...
Witajcie w naszej kochanej szkole! Witajcie w Amorisie!
Szczerze? Jeśli tu przyszliście...to lepiej szybko się stąd zabierajcie..nigdy nie wiadomo, czy coś się wam nie stanie...
Ja się tylko o was martwię...Ale dobrze...takie z was kozaki? To proszę bardzo...Zostańcie i posłuchajcie...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Jakiś czas temu..nie wiem, może dwa, trzy dni?... Doszło w tej szkole do strasznej tragedii.. Jedna z uczennic odebrała sobie życie. Najzwyczajniej w świecie
podcięła sobie żyły...Szybki i skuteczny sposób na śmierć, prawda? Planujesz? Polecam, właśnie to... Znaleziono jej ciało w damskiej toalecie, zakrwawione lustro,
podłoga...scena jak z horroru...piękniutko... Policja kilka minut później przyjechała do szkoły...karetka..lekarze oficjalnie stwierdzili zgon...zapisali to w
papierach... Cała szkoła w szoku, że niby jak? Czemu? Taka grzeczna, niewinna dziewczyna...nikt by nie pomyślał, że ma jakieś problemy..a tu jednak...
Nikt oczywiście nie znał powodu, nie wiedział czemu popełniła samobójstwo. Nikt się nie domyślał... nikt się nie domyślał, że to właśnie on jest powodem...
Jednak spokojnie...niedługo wszystko się wyjaśni...poznamy powody śmierci naszej kochanej koleżanki...tej koleżanki, której nikt się nie przejmował...
Nikt nigdy o niej nie myślał, nie brał jej na poważnie..bo była mała, drobna...i bezbronna...ale powinien...powinien się nią przejmować...nigdy nie powinien jej
lekceważyć...
Wiecie może już o kim mówię? Pamiętacie tę małą, niską dziewczynkę, która zawsze chodziła wszędzie ze swoją olbrzymią teczką z rysunkami?
Pamiętacie ją? Była taka nieśmiała i skromna...wiecie..ta utalentowana...wszyscy o tym wiedzieliście...ale rzadko jej o tym mówiliście...bo nie była nikim ważnym w
waszej historii.... No to teraz owacje na stojąco dla tej odważnej młodej kobiety! Zrobiła krok do przodu (może w niewłaściwym kierunku), ale teraz nikt już o niej
nie zapomni i w końcu zdacie sobie sprawę jak ważna była... Nikt już nie powie, że ta drobna, niewinna dziewuszka nic nie znaczy... Bo... nie była wcale taka
niewinna...a przynajmniej nie tak jak kiedyś...
Pamiętacie czasy, kiedy bała się odezwać? A na imprezie u Irys trzymała się z daleka od alkoholu? No... to się zmieniła.... Ale to tylko dzięki wam!
Zmieniła się na gorsze... zepsuliście ją...śmiecie...
Kto by pomyślał, że taka drobinka jest w stanie jednego dnia wypalić dwie paczki papierosów? Na pewno nie ja... Ale podziękujmy za to naszemu kochanemu, panu buntownikowi...
Kto by pomyślał, że będzie w stanie komukolwiek odpyskować, a tym bardziej użyć wulgaryzmów?... Podziękujmy naszej szkolnej zdzirze!
Kto wpadłby na to, że zacznie oszukiwać, kraść, kłamać, flirtować, (że kogoś pokocha)... Kto pomyślał by, że tak bardzo się zmieni?
Nie rusza was to? Spokojnie to nie wszystko... zrobiła się jeszcze gorsza...

A i nie martw się...ty też miałeś w to swój wkład...też ją zepsułeś... też jesteś powodem dla którego odebrała sobie życie... Chcesz wiedzieć co takiego zrobiłeś?
A więc, zostań z nami...na ciebie też przyjdzie kolej...wszyscy dowiecie się co zrobiliście...chyba, że już wiecie...>

Wstęp

Hej, witajcie!
Oto mój nowy blog, poświęcony, również mojemu, autorskiemu opowiadaniu!
Właściwie nie do końca autorskiemu...za nim ktoś się przyczepi i będzie miał z tym jakiś problem..
Opowiadanie jest ODROBINĘ zainspirowane książką Asher'a Jay'a ,,Trzynaście powodów''.
Ale tylko odrobinę... w sumie to, jeśli komukolwiek to przeszkadza, to na wstępie mówię, że może odpuścić sobie nie potrzebne komentarze, dotyczące tego, że jestem złodziejką :/. I odpuścić sobie także czytanie.
A tych, którzy są zainteresowani, proszę o przeczytani prologu, który jest już dostępny!
Pozdrawiam
Scheyly

(w sumie, to mogę jeszcze wspomnieć, że piszę, też innego bloga, o tematyce Słodkiego Flirt i serdecznie was zapraszam!)
link do mojego drugiego bloga:http://forgotslodkiflirt.blogspot.com/?m=0