*Kastiel*
Zatrzasnąłem za sobą drzwi mojego domu i wkurzony ruszyłem w stronę Amorisa. Nie żebym jakoś szczególnie przepadał za przebywaniem w szkole, zwłaszcza po lekcjach, ale musiałem uciec przed pociskiem...mówię o moich rodzicach. Jakiś tydzień temu dostali urlop i teraz siedzą w domu...jakby nie mogli zostawić mnie w spokoju. Słyszałem jak mama coś za mną woła ale nie odwróciłem się.
Założyłem na głowę kaptur, ponieważ zaczął padać deszcz i schowałem ręce do kieszeni.
Po kilku minutach znalazłem się przed budynkiem szkoły. Było ciemno i pusto...byłem sam.
Przez chwilę spacerowałem po dziedzińcu, aż w końcu usiadłem na mojej ulubionej..nie...po prostu mojej ławce... Wyciągnąłem z kieszeni nieco zamoczoną paczkę papierosów Malboro i wyciągnąłem jednego. Przez chwile szarpałem się z kurtką, gdyż nie mogłem znaleźć zapalniczki. W końcu jednak przypomniałem sobie, że pod ławką między metalowymi prętami zawsze mam jedną ukrytą.
Schyliłem się i zacząłem macać ręką w poszukiwaniu swojej własności. Jednak oprócz zapalniczki, udało mi się znaleźć coś jeszcze. Jakiś złożony na dwie części kawałek papieru. Był nieco brudny i przemoczony, ale jeszcze nie rwał się w dłoniach. Rozłożyłem go delikatnie i zapaliłem papierosa trzymając go między zębami.
,,Jeśli nie jesteś Kastielem Blackiem, nie czytaj tego listu i odłóż go z powrotem pod ławkę"
Ha...sprytnie...dobry sposób na to, żeby zniechęcić innych do dotykania tego...pewnie nikt nie chce mieć nic wspólnego z czymś...co może mieć coś wspólnego ze mną...
,,To ja, Violetta. Ta mała, drobna natrętna dziewczyna, która raptem kilka dni temu wyciągała od Ciebie fajki...i ta sama, która nie dawno w naszej kochanej szkole pocięła się."
Ta...znam..kojarzę...i faktycznie bardzo natrętna...a to, że napisała do mnie ten list miłosny jeszcze bardziej to potwierdza...
,, Piszę do Ciebie, ponieważ chcę, abyś wiedział, że również przyczyniłeś się do tego, że zdecydowałam się na samobójstwo..."
Ah...Czyli to nie list miłosny...jakby to mnie ruszało...
,,Dzięki Tobie, mój drogi wyjątkowo szybko uzależniłam się od tych pieprzonych papierosów...wiem, że pewnie Cię to nie obchodzi i nie uważasz to za nic istotnego, ale wiedz jedno... Każda Twoja najmniejsza zła decyzja, prędzej czy później doprowadzi do katastrofy... jedna już doprowadziła...nie żyję... Pamiętasz, kiedy jakiś czas temu spotkaliśmy się wieczorem na dziedzińcu?'
Tak kurwa, tak...ale to był przypadek...
,, Zapytałam Cię wtedy, co tu robisz. Ty odpowiedziałeś -Ukrywam się przed rodzicami..nie mam ochoty spędzać z nimi czasu..-. Potem wyjąłeś z kieszeni paczkę papierosów i podałeś mi ją. Nie ukrywam, że mnie tym zdziwiłeś, ale sama się sobie dziwiąc wzięłam jednego. W sumie kiedy przypomnę sobie Twoją minę, ty też byłeś zdziwiony. Zapaliłeś mi go a ja spróbowałam się zaciągnąć. Spodziewałam się, ze zacznę kasłać i dusić się ale nic takiego nie miało miejsca. Najzwyczajniej w świecie paliła z Tobą przed szkołą. Można powiedzieć, że od tego czasu byliśmy przyjaciółmi od papierosa...Ale pewnie pomyślisz teraz... i co z tego? Bo jakbym była jedyną dziewczyną na świecie, która paliła... Chodzi o to, że ta cała sytuacja..nasza rozmowa...ten pieprzony papieros...i blizna, którą mi zrobiłeś.."
Co kurwa..? Ah...tak, faktycznie...tyle, że tłumaczyłem jej, że to przypadek.
Kiedy siedzieliśmy na tej ławce,było już ciemno. Popiół z jej papierosa spadł jej na kolano i próbowałem go strzepać, ale przez to tylko przyłożyłem mojego papierosa do jej da, wypalając jej dziurę w spodniach i przy okazji zostawiając ślad na skórze.
,,...zaczęłam piszczeć a w moich oczach pojawiły się łzy. Skóra piekła niemiłosiernie. Włączyłeś latarkę w telefonie i zacząłeś dmuchać w miejsce oparzenia, jednak to nic nie dawało, a rana robiła się jeszcze bardziej czerwona. Nie chciałam przy Tobie płakać, a byłam bliska temu, więc powiedziałam Ci, ze nic się nie stało i muszę już wracać...a przez całą drogę do domu głośno płakałam i przykładałam wskazujący palec do rany aby ją ukryć.. Moi rodzice zrobili mi ogromną awanturę, za to, że wracam późno, mam dziurę w spodniach i pachnę papierosami i męskim perfumami... Twoimi perfumami. To był pierwszy raz kiedy mama mnie uderzyła...dosłownie dostałam w policzek...stwierdziła, że strasznie się zmieniłam, a ona nie wie co się ze mną dzieje...i miała rację...zmieniłam się, cholernie się zmieniłam...Wy mnie zmieniliście.."
Przepraszam, że przez mnie twoja matka cię uderzyła...przepraszam za bliznę...i przepraszam, że dałem ci papierosa...
,,Ale ty możesz czuć się wyróżniony...zostawiłeś na mnie bliznę, którą mogłabym mieć do końca życia...mogłabym, gdybym jej nie zniszczyła...tak, sprawiłam, że wyglądałam jeszcze gorzej...zrobiłam to kiedy zaczęłam się ciąć...a wiesz kto mi w tym pomógł? Twój najlepszy przyjaciel..."
Co? Raczej..nie...Lysander, przecież...
,, Ale to już nie ważne...chciałabym Ci jeszcze raz serdecznie podziękować, za ten cały ból i to jak mnie oszpeciłeś...Dziękuje Ci za tego papierosa...naprawdę, bardzo szybko udało mi się uzależnić..i chociaż nie chciałam, tego to to było ze mną...
Obiecuję Ci, że niedługo dowiesz się dlaczego obwiniam Cię o moją śmierć... i radzę Ci nikomu nie mówić o tym liście...przynajmniej na razie... w naszej kochanej szkole, jest moja powierniczka, ona zbiera wszystkich moich morderców i niedługo spotkacie się wspólnie... Chociaż wątpię, że poznacie ją.."
My? Jaką ją?
,,Po prostu proszę Cię, byś zachował to dla siebie... Możesz to dla mnie zrobić?"
Kurwa..mogę...
,,To nie tak, że Cię nienawidzę... po prostu źle mi z tym, że ktoś tak dobry jak ty upadł tak nisko...
Nie wiem, czy słyszałeś, ale w Biblii pisze, że Bóg powiedział Adamowi i Ewie, ze mogą jeść ze wszystkich drzew wokół oprócz tego zakazanego...nauczył ich, powiedział, że mogą hodować zwierzęta i zajmować się roślinami...uczył ich dobrych rzeczy..byli niewinni i nic na początku nie wiedzieli..dopiero uczyli się jak żyć. Ja też taka byłam, zawsze cicha i nieśmiała...ale to wy zaczęliście mnie uczyć tych wszystkich nowych rzeczy...byliście dla mnie jak Bóg dla pierwszych ludzi...tylko, że wy nauczyliście mnie jak jeść z zakazanego drzewa...nauczyliście mnie jak robić złe rzeczy...ale nikt nie powiedział mi jak żyć, ze świadomością tego wszystkiego..."
Czytając to nawet nie zwracałem uwagi na lejący deszcz, byłem cały mokry i było mi kurewsko zimno, ale nie zamierzałam wracać do domu..przynajmniej nie do czasu, aż skończę czytać...
Bo tak kurwa...poruszyło mnie to, jestem kurewsko słaby...
,, Następny list otrzyma Lysander...nie wolno Ci o niczym mu powiedzieć...on też Ci o niczym nie powie...moja pośredniczka dopilnuje tego...
Violetta
Ps. Ja na Twoim miejscu byłabym lepsza dla Twoich rodziców... Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że są jacy są.."
To były ostatnie linijki listu. Kiedy skończyłem czytać i zacząłem zwracać uwagę na otoczenie, zdałem sobie sprawę, że mogę usłyszeć głośne bicie mojego serca. Jak to możliwe, że jakieś słowa..mogły wywołać u mnie taki stan. Złożyłem kartkę na kilka części i wepchnąłem do tylnej kieszeni spodni. Nie zwracając uwagi na deszcz zacząłem iść w stronę domu.
Co my wszyscy mamy z tym wspólnego..czemu nas obwinia...
Gdy wszedłem do domu, zobaczyłem moją mamę siedzącą na kanapie w salonie.
-Gdzie ojciec?- spytałem.
-Musiał jechać szybko do pracy..-powiedziała.
-Gdzie byłeś?- dodała zmartwiona.
Boże co za widok... nigdy nie pozwól by twoja matka była w takim stanie...by była smutna...nie pozwól by kiedykolwiek z twojej winy miała łzy w oczach...bo to kurwa boli...nie wiem kogo bardziej...ją która się martwi..czy mnie który zawiódł ją po całej linii..
Nie odpowiedziałem jej tylko rzuciłem się w jej stronę, aby ją przytulić..
Ona przez chwilę stała w bezruchu najwyraźniej zadziwiona jednak później sama mnie objęła...