To krótka informacja, o tym, że niestety muszę sobie zrobić, krótką przerwę.
Nie dlatego, że jestem leniwa i nie mam pomysłów, po prostu u mnie nie najlepiej się układa i zaczynam się sama sobie dziwić, przez to o czym myślę, co mówię i o robię, ale nie będę was tym zanudzała. Zaczął się rok szkolny i mam jeszcze mniej wolnego czasu, aby spokojnie się z tym przespać, czy chociaż popatrzeć w sufit i popłakać, więc tym bardziej nie będę miała czasu na pisanie, mimo, że bardzo to lubię i zależy mi, aby wam się podobało.
Nie chcę zamykać bloga, ani kończyć pisanie, w tym miejscu, bo to by było głupie i nie na miejscu.
Zamierzam dokończyć to opowiadanie i obiecuję, że będzie ono jak najlepsze, tylko dajcie mi czas.
Chciałabym was poinformować, że do końca Października, nie dodam żadnego posta, bo po prostu będę układać swoje sprawy.
Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i ktoś zostanie ze mną do tego czasu, aby przeczytać opowiadanie do końca, po tym, jak wrócę tu pełna siły (mam nadzieję).
I jeśli przeczytałeś do końca, bardzo ci za to dziękuję.
Powody
poniedziałek, 4 września 2017
niedziela, 27 sierpnia 2017
Rozdział VI- Armin
*Armin*
Wyszedłem z klasy jako ostatni, ponieważ musiałem odebrać konsolę od nauczyciela. Uwziął się na mnie. To oczywiste.
Kiedy tylko odzyskałem swoją własność, od razu włączyłem konsolę i zacząłem grać. Szedłem przez korytarz nie zwracając uwagi na innych, bo po prostu moja gra była ważniejsza.
Nim się zorientowałem, byłem już w domu. Drzwi otworzył mi mój brat, który dziś w ogóle nie pojawił się w szkole. Od samego początku tygodnia się w niej nie zjawiał... I zapewne przez tą sprawę z Violettą... bardzo przeżył to, że...już jej nie ma. Nie chciał nic mówić, ale zgaduję, że coś musiało być na rzeczy. Od razu bez zbędnego rozmawiania z nim udałem się do swojego pokoju.
To nie tak, że nie interesuje się moim bratem i go olewam. Po prostu wiem, że nie należy naciskać, więc daje mu spokój, niech stary nacieszy się wolnością.
Odłożyłem konsolę na biurko i rozsunąłem plecak. Zacząłem wypakowywać książki, bo planowałem dziś... odrobić lekcje...
Położyłem podręczniki i zeszyty w rogu biurka i usiadłem na obrotowym fotelu. Chwyciłem zeszyt od matematyki i otworzyłem go gdzieś w środku. Zobaczyłem, że między kartkami znajduje się koperta. Oczywiście nie należała do mnie, co jeszcze bardziej zachęciło mnie by ją otworzyć.
Delikatnie przerwałem kopertę, tak aby nie uszkodzić kartki, która była w środku. Rozłożyłem papier złożony na kilka części.
,, Dla Armina, "
Ja jestem Armin...
,,Chociaż wcale nie jesteś dla mnie ważny i chciałabym poświęcić Ci jak najmniej czasu, to jednak stwierdzam, że mi się to nie uda...i zapewne rozpiszę się...bo też zasługujesz na wyjaśnienia... Pewnie zastanawiasz się kto jest autorem tego listu?''
Ym... niezbyt...co za akcja...
,,Violetta...ta Violetta, która już nie żyje. Żeby nie było wątpliwości...już powoli boli mnie ręka od pisania do was, ale chcę skończyć to co zaczęłam... A więc, piszę do Ciebie, ponieważ chcę Ci przypomnieć jak wyglądały nasze relacje, czemu w ogóle zawracam Ci głowę i, że po części obwiniam Cię o moją śmierć..."
Zmarszczyłem brwi i rozsiadłem się wygodniej na fotelu podpierając zaciśniętą pięścią głowę.
,,Jak zapewne wiesz, znaleziono moje ciało w szkolnej łazience...Mam taką nadzieję...liczę, że nikt nie próbował mi pomóc..."
O, nie martw się...nikt nie próbował...
,, W każdym razie... sądzę, że powinieneś o wszystkim widzieć, bo...
Po pierwsze, każdy taki list otrzyma, a po drugie...
Dzięki temu być może uda wam się ją uratować..."
Kogo?
,,Ymm...ale nie, nie o tym...nie mogę Ci za dużo zdradzać...obiecałam..."
Co i komu obiecałaś?
,,W każdym razie, postanowiłam ze sobą skończyć, bo miałam dość was, siebie, mojego nudnego i szarego życia...a przede wszystkim tego, że nikt nigdy nie traktował mnie poważnie. Byłam ignorowana, nikt się mną nie przejmował i każdy mnie lekceważył... W sumie...to jak tak teraz o tym myślę... przecież nic z tym nie robiłam?
Nie próbowałam zwrócić waszej uwagi... nie próbowałam rozmawiać...
Nie... wybacz, ale kurwa nie...
To absolutnie nie jest moja wina. To Twoja wina, Twoja i Twoich ,,przyjaciół"...
Zepsuliście mnie..."
Nie...nikt ci do cholery nic złego nie zrobił... Kurwa...ta dziewczyna faktycznie zabiła się, ponieważ ludzie nie traktowali jej poważnie? Tak, to złe... ale gdyby się zmieniła...a ona...po prostu się zabiła...
,,Może powinnam się zmienić?"
O tym mówię...
,,Nie... bo wy i tak mnie zmieniliście... byłam cicha i spokojna... ale nie robiłam złych rzeczy, rzeczy, których mogłabym żałować i, które by mi zaszkodziły... Ponieważ nie chciałam sobie szkodzić...
Ale tak jakoś wyszło... Ty i Twoi przyjaciele, nauczyliście mnie mnóstwa rzeczy... złych, niepotrzebnych rzeczy. Bo picie, palenie, krzywdzenie się i zamykanie w sobie wbrew pozorom wcale nie pomaga w ułożeniu sobie wszystkiego w głowie... Ludzie po prostu potrzebują kogoś by z nim porozmawiać... to, że mówią, że nie chcą litości i współczucia to kłamstwo... chcą by ktoś się przejął i ich wspierał... potrzebna im osoba, która nawet nie będzie starała się zrozumieć, po prostu będzie...
Nikt z was nigdy nie pytał... Nie pytał czemu nic nie mówię, czemu źle wyglądam i chociażby 'co u mnie?'...
To, że mało się odzywałam, nie oznacza, że miałam mało do powiedzenia...
Ale dobrze...bo użalam się tu nad sobą, a miałam przecież przytoczyć Ci naszą historię...
Ostatnio kiedy się spotkaliśmy, widziałeś jak kradnę paczkę papierosów ze sklepu... Chciałbym się wytłumaczyć... robiłam to tylko dlatego, że zapomniałam pieniędzy... to był mój pierwszy raz..."
Całe szczęście... chociaż bardziej zdziwiłem się tym, że akurat papierosy... zawsze byłaś grzeczną dziewczynką...
,, Podszedłeś do mnie i dosłownie wyrwałeś mi je z ręki, a potem wyprowadziłeś ze sklepu. Byłam tak kurewsko przestraszona i szczerze... bałam się Ciebie..."
Mnie? Wybacz, ale jestem ciotą... nic bym ci nie zrobił...
,, W końcu zapytałeś mnie ,,Czemu do cholery chciałaś to ukraść?!''. ''
Tak właśnie powiedziałem.
,,Nie rozumiem, tylko czemu zdziwiłeś się, że nie chciałam odpowiedzieć? Tak... zaprzeczam sama sobie... Kiedy nikt się mną nie interesuje i nie pyta- narzekam... Kiedy w końcu ktoś to robi- nie wykorzystuję szansy...
Całe szczęście nie nalegałeś... Za to do końca przerwy szlajałeś się za mną... Jak się okazało... na lekcji też nie dałeś mi spokoju..."
Jestem tylko odrobinę natrętny...
,, Farazowski nie przyszedł dziś i mieliśmy zastępstwo z inną nauczycielką... Więc najwyraźniej wyczułeś okazję i dosiadłeś się do mnie. Zacząłeś wypytywać, o to, jak długo palę, czemu to robię... i już nawet chciałeś zapytać o moje nadgarstki, ale zdążyłam je zasłonić, więc chyba stwierdziłeś, że Ci się przywidziało... Oczywiście, jak pamiętasz, o niczym Ci nie powiedziałam... Wtedy chyba nie chcąc mnie zostawiać, zacząłeś najgorszy temat jaki tylko mogłeś przytoczyć... Twój ,,zawiązek''.
Opowiadałeś mi o Su... jaka to ona jest wspaniała, mądra i pomocna... (cokolwiek to ostatnie miało znaczyć). Bo... wybacz mi, ale gówno obchodzi mnie to kim jest dla Ciebie ta pusta suka..."
Pusta suka? Su jest świetna...
,, Wspomniałeś, że zaprosiłeś ją do kina i tego dnia wieczorem mieliście iść... Mówiłeś, jakim to jesteś szczęściarzem bo od razu się zgodziła... Powiedziałeś, że z odpowiednim podejściem, uda się każdego podejść...coś jeszcze wspomniałeś o jakiejś głupiej gierce, ale nie pamiętam..."
Moja gierki nie są głupie... suko...
,, Wtedy zapytałam Cię ,,Ymm...Myślisz...że też mogłabym zaprosić kogoś...na przykład do kina?". Nie mam pojęcia czemu, ale zaśmiałeś się. Potem dodałeś ,,No jasne...powiesz mi co to za chłopak?''. Jak pamiętasz... nie powiedziałam...
Bo co miałam... ,,No wiesz, to Twój brat...który jak teraz się dowiedziałam, jest gejem..."...
Wiesz co? Nie wiedziałam jeszcze wtedy... Ale gdybym wiedziała... nigdy bym się do niego nie odezwała... i nie pozwoliłabym na to, abym się w nim zakochała..."
Co? N-nie...nie zakochała się w Alexym...Nie...j-ja pierdole...
,, Więc potem postanowiłam go zaprosić...ale to już nie dotyczy Ciebie...
Chcę, żebyś wiedział, że zawsze Cię lubiłam... nigdy nic do Ciebie nie miałam... Mam nadzieję, że dobrze bawisz się z Sucrette... i że jesteś szczęśliwy...póki jesteś... Choć pewnie gdybyś próbował zrobić cokolwiek...(bo wiem, że widziałeś...że widziałeś, że coś jest nie tak...) to było by inaczej..."
Tak, widziałem... ale nie chciałem pomagać... bo nie umiem... i naprawdę, mnie to nie obchodziło...
i teraz trochę żałuję...
,, Ale to już nie ważne...bo uwaga! Daję Ci kolejną szansę... wiem, że jesteś bystry i ogólnie... mądry... i jeśli się rozejrzysz, to zobaczysz, że ktoś jeszcze z Twojego otoczenia, nie jest najszczęśliwszy... to ona... Pomóż jej, a wtedy... ona po prostu przeżyje... Nie chcę, żeby po tym, że ja się przełamałam, kolejni ludzie padali jak muchy... więc, pilnuj jej..."
Okej... nie wiem kogo mam pilnować, ale to zrobię...
,, No dobrze...wydaje mi się, że nie potrzebnie się rozpisuję... chcę po prostu żebyś o wszystkim wiedział i miał szansę zatrzymać przy sobie tę osobę... Wiem, że łatwiej by było, gdybym po prostu teraz Ci zdradziła o kogo chodzi...ale czy tak było by ciekawie? Jako, że już nie żyję, to mi nie zależy i mogę się wami zabawić... więc kombinuj...
Pozdrawiam Violetta
Ps. Sucrette jest prawdziwą suką... ale pilnuj jej...''
Czytałem ostatnie zdanie ,,Su jest prawdziwą suką... ale pilnuj jej"... ona też chce się zabić? Nie wygląda na kogoś kto ma problemy...i...czemu Violetta pisała te listy? Ja naprawdę nie wiedziałem, że lubi mojego brata...a ten idiota... Co on zrobił?
*********************************************************************************
Hej! Witam was, i bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale im mniej jest komentarzy, tym mniejsza motywacja do dalszego pisania...no ale nie ważne :)
Chciałabym też wspomnieć, że powoli zbliżamy się od końca... pierwszej części :)
Piszcie jak myślicie, czy Su też planuje popełnić samobójstwo?
zapraszam też na moje inne blogi:
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
https://heliumharrystylesfanfictionpl.blogspot.com/
piątek, 11 sierpnia 2017
Rozdział V- Kentin
*Kentin*
- Straszne...- powiedziała Su kiedy wyszliśmy z klasy.
Przytaknąłem jej i spuściłem głowę, Nie chciałem nic mówić, ale zanim Violetta...zabiła się... Ona w ogóle nie zwracała na nią uwagi. Bardzo lubię Sucrette, ale muszę przyznać, że czasami jest suką.
-Gdybym tylko wiedziała... Nie pozwoliłabym, żeby zrobiła sobie krzywdę...- dodała i przejrzała się w odbiciu automatu z kawą.
Szliśmy korytarzem, a był on dosyć pusty. Po tej całej historii z Violettą, niektórzy boją się przychodzić do szkoły a inni po prostu uznali jej śmierć za pretekst by do niej nie przychodzić.
Przytaknąłem jej i spuściłem głowę, Nie chciałem nic mówić, ale zanim Violetta...zabiła się... Ona w ogóle nie zwracała na nią uwagi. Bardzo lubię Sucrette, ale muszę przyznać, że czasami jest suką.
-Gdybym tylko wiedziała... Nie pozwoliłabym, żeby zrobiła sobie krzywdę...- dodała i przejrzała się w odbiciu automatu z kawą.
Szliśmy korytarzem, a był on dosyć pusty. Po tej całej historii z Violettą, niektórzy boją się przychodzić do szkoły a inni po prostu uznali jej śmierć za pretekst by do niej nie przychodzić.
Nigdy nie byłem z Violettą dobrymi przyjaciółmi, ale nie było między nami napięcia. Właściwie to nawet rzadko rozmawialiśmy...
-O! Patrz, chłopcy tam są! Chodźmy do nich!- po chwili powiedziała dziewczyna wskazując na czerwonowłosego i różnookiego siedzących pod ścianą budynku w ogrodzie.
Taa...bo to jasne, że ja, buntownik i poeta jesteśmy taką zgraną paczką... Jakby...wolałbym nie...
-Ymm...ja chyba pójdę, niedługo dzwonek na lekcję...- sapnąłem cicho a ona kiwnęła głową, po czym pobiegła do chłopaków.
Czasami tak myślę...jak oni wszyscy ją znoszą? Żeby nie było...już się odkochałem.
Wróciłem do klasy, nikogo oprócz mnie tam nie było, ale była otwarta. Udałem się do swojej ławki i już miałem usiąść kiedy na swoim krześle zobaczyłem kopertę.
Rozejrzałem się dookoła ale faktycznie nadal byłem sam. Było na niej napisane moje imię, więc ją otworzyłem. Ktoś bardzo starannie napisał jakiś list...najwyraźniej do mnie.
,, Kentinie,
Mam nadzieję, że dobrze Ci mija dzień! Bo zaraz wszystko runie Ci prosto na głowę!
Piszę do Ciebie ten list, aby Ci coś uświadomić. Bo jak pewnie wiesz...jak pewnie wszyscy już wiedzą, jedna z uczennic tej...prestiżowej szkoły...nie żyje..."
Violetta...
,,Ten list też jest od niej...w sensie...ode mnie...
Piszę do Ciebie jeszcze przed tym jak się pocięłam...nie myśl, że istnieje jakieś życie po śmierci...to zwykłe gówno, którym faszeruje nas Bóg, żebyśmy...byli grzeczni...ale nie ważne...nie będę Ci tu prawic kazań ani opowiadać o moich poglądach i wierzeniach...
Opowiem Ci o tym, że razem z innymi swoim ,,przyjaciółmi" przyczyniłeś się do mojej śmierci...chcę po prostu wzbudzić w Tobie pieprzone wyrzuty sumienia..."
Przyczyniłem się...do jej śmierci? Nic jej do cholery nie zrobiłem...matko...
,,Więc może zacznę od początku...nie tylko ty dostałeś taki list...jest jeszcze wiele osób, które takie otrzymały od mojej powierniczki...tak, możesz się bać, bo być może to Twoja najbliższa przyjaciółka...ogarnij to.
Przypomnę Ci teraz nasze ostatni spotkanie i ten karygodny czyn, którego się wtedy dopuściłeś.
Więc, na luzie wracałam ze szkoły do domu i ty się przypałętałeś. Pamiętasz, pytałeś czy nie widziałam wcześniej Alexego?"
Tak pamiętam...idiota zabrał mi podręcznik i nie oddał. Ale ty go nie widziałaś.
,, Powiedziałam Ci, ze go nie widziałam. A ty zamiast po prostu zostawić mnie w spokoju i olać tak jak robiłeś to dotychczas...złapałeś z mają rękę i zacząłeś oglądać moje nadgarstki..."
Pamiętam...zobaczyłem wtedy na jej rękach ślady po cięciu...oczywiście, że nie mogłem tego tak zostawić...
,, Jak zwykle...martwicie się w najmniej odpowiednim momencie...wtedy kiedy jest już za późno...ale mimo wszystko starałeś się mnie uratować...w pewnym sensie...nie pomyślałeś, że przy okazji nauczysz mnie kolejnej złej rzeczy...bo ja byłam tylko bezbronnym...ymm...byłam pustą skorupką.
Byłam tylko skorupką...a wy mieliście mnie wypełnić... jednak spieprzyliście...
Prawie płakałeś kiedy zobaczyłeś ślady na moich rękach... nie wiem, czy to dlatego, że to sobie robiłam, czy dlatego, że to faktycznie było złe, a ty nigdy nie miałeś styczności z czymś takim...choć bardziej obstawiam to drugie... Potem zapytałeś ,,Czemu to robisz?". "
Nie odpowiedziałaś...
,, Nie odpowiedziałam Ci... Dlatego pewnie postanowiłeś nie zostawiać mnie w spokoju. Dosłownie szedłeś za mną krok w krok, odprowadzając mnie do domu, do czasu aż na naszej drodze pojawił się mały sklepik. Tobie nagle zachciało się pieprzonych ciastek..."
Dobrych ciastek...
,,Zaciągnąłeś mnie do tego sklepu i poszliśmy szukać ich.
W końcu je znalazłeś ale zdałeś sobie sprawę, że nie masz przy sobie pieniędzy. Liczyłam na to, że je odłożysz i wyjdziemy sobie. Jednak ty tylko schowałeś je do plecaka i pośpiesznie pociągnąłeś mnie do wyjścia. Tak, byłam oszołomiona."
Tak, jestem jak złodziej...
,,Mimo, że tak naprawdę nie było to nic wielkiego, bo to tylko jakieś ciastka... Ale ja to przeżyłam, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam, może mi to zaimponowało...Może czułam przypływ adrenaliny...może chciałbym być wtedy na Twoim miejscu.
Ale nie to jest ważne, ważne jest to, że później faktycznie to robiłam...w sensie...kradłam...ale to naprawdę nie tak, ze robiłam to dla swojej przyjemności czy coś...po prostu uznawałam to za jakieś...ułatwienie...bo kiedy zapomniałam pieniędzy na głupią butelkę wody, to po prostu ją zabierałam... I wiesz co?
To nie jest najgorsza rzecz jaką zrobiłam...bo mimo, że byłeś jednym z tych, którzy nauczyli mnie grzechu...to inni byli gorsi...bardziej ranili...byli bardziej...istotni...nie, co ja mówię?
Wybacz, ale właśnie sprawiłabym, że poczułbyś się tak jak ja...mało istotny, nie potrzebny i nic nie warty...
Mimo, że AŻ tak bardzo mnie nie zraniłeś...AŻ...to jednak...
To sprawiedliwe, kiedy wspomnę o każdym z was...każdym, którym nauczył mnie czegoś złego..."
N-nic wielkiego? Kradzież to kradzież...to złe...nie chciałem, żebyś kiedykolwiek to robiła...
,,No...to teraz chyba powinnam Cię prosić o to co wszystkich? Nikomu nie możesz powiedzieć o tym liście...zresztą, o co ja Cię proszę? Przecież, wiem, że i tak byś się nie odważył...
Jesteś pieprzonym tchórzem..."
Przepraszam, co?
,,Tak...chyba mogę tak Cię nazwać...bo tylko zgrywasz takiego...twardego...wiem, że jesteś bardzo niepewny...wielu rzeczy się boisz, ba! Wielu osób się boisz! Po prostu do cholery boisz się ludzi!
Sam to przyznaj, jesteś tylko zwykłym tchórzem...nikomu nie potrzebnym, nikomu kurwa.
I co? Czujesz się jak gówno?"
A wiesz, że tak? Bardzo źle...i nie potrzebnie...
,,Mam nadzieję, że tak...że czujesz się jak ja...liczę no to, że wy wszyscy kiedyś się tak poczujecie..."
Po chwili usłyszałem dzwonek, oznaczający, że zaczęła się lekcja. Nie mam pojęcia jak długo sam to siedziałem, ale do końca tego cholernego gówna zastało mi jeszcze kilka zdań...a ja naprawdę nie chcę ich czytać...ale czuję, że powinienem. Po chwili sala zaczęła się wypełniać uczniami, a obok mnie usiadł jak zwykle Armin. Niczego nie świadomy chłopak zajął miejsce obok mnie i wyjął z kieszeni konsolę zupełnie mnie olewając. Byłem przez niego dobrze zasłonięty, więc bez obawy, że zostanę zauważony przez nauczyciela wyjąłem list z powrotem na ławkę i wróciłem do czytania.
,,Więc, co? Rozumiesz choć trochę z tego wszystkiego?
Rozumiesz, że przez to, że zaczęłam kraść...przez to, że robiłam coś złego i nie legalnego...że stałam się złą i zepsutą osobą, postanowiłam z sobą skończyć? Ale oczywiście nie tak od razu...
Ty jesteś tylko małą cegłą z tego długiego i wysokiego muru...
Może cieszysz się, że to już koniec tego okropnego listu i będziesz mieć spokój...ale ostrzegam Cię...to jeszcze nie koniec...moja historia już się skończyła...była zła i nie udana...ale jest ktoś jeszcze...kto kogo z pewnością znacie i nigdy nie pomyślelibyście, że ma jakiekolwiek problemy...ktoś, kto również planuje ze sobą skończyć...i obiecuję, że jeśli JEJ nie uratujecie i pozwolicie by skończyła tak jak ja...to załatwię każdemu z was miejsce w pierwszym rzędzie w piekle...
Czujesz się zmotywowany?
Pozdrawiam CIEPLUTKO
Twoja Violetta"
Westchnąłem głośno na chwilę zapominając, ze jestem w klasie przez co kilka osób się do mnie odwróciło. Zignorowałem to, bo miałem zbyt dużo w głowie...To było złe...jakby...dowiadujesz się, że dziewczyna z twojej szkoły się pocięła...miła i lubiana dziewczyna...a tu okazje się jeszcze, że miedzy nami jest kolejna samobójczyni...
*********************************************************************************
Hej! Oto po przerwie pojawia się kolejny rozdział! Mam nadzieję, że was zaciekawił i się podoba, jeśli tak możecie zostawić po sobie komentarz, który bardzo mnie motywuje do dalszego pisania!
Pozdrawiam!
Scheyly
zapraszam na mojego drugiego bloga:
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
zapraszam was też na wersję na wattpadzie (na razie jest tylko prolog)
Czasami tak myślę...jak oni wszyscy ją znoszą? Żeby nie było...już się odkochałem.
Wróciłem do klasy, nikogo oprócz mnie tam nie było, ale była otwarta. Udałem się do swojej ławki i już miałem usiąść kiedy na swoim krześle zobaczyłem kopertę.
Rozejrzałem się dookoła ale faktycznie nadal byłem sam. Było na niej napisane moje imię, więc ją otworzyłem. Ktoś bardzo starannie napisał jakiś list...najwyraźniej do mnie.
,, Kentinie,
Mam nadzieję, że dobrze Ci mija dzień! Bo zaraz wszystko runie Ci prosto na głowę!
Piszę do Ciebie ten list, aby Ci coś uświadomić. Bo jak pewnie wiesz...jak pewnie wszyscy już wiedzą, jedna z uczennic tej...prestiżowej szkoły...nie żyje..."
Violetta...
,,Ten list też jest od niej...w sensie...ode mnie...
Piszę do Ciebie jeszcze przed tym jak się pocięłam...nie myśl, że istnieje jakieś życie po śmierci...to zwykłe gówno, którym faszeruje nas Bóg, żebyśmy...byli grzeczni...ale nie ważne...nie będę Ci tu prawic kazań ani opowiadać o moich poglądach i wierzeniach...
Opowiem Ci o tym, że razem z innymi swoim ,,przyjaciółmi" przyczyniłeś się do mojej śmierci...chcę po prostu wzbudzić w Tobie pieprzone wyrzuty sumienia..."
Przyczyniłem się...do jej śmierci? Nic jej do cholery nie zrobiłem...matko...
,,Więc może zacznę od początku...nie tylko ty dostałeś taki list...jest jeszcze wiele osób, które takie otrzymały od mojej powierniczki...tak, możesz się bać, bo być może to Twoja najbliższa przyjaciółka...ogarnij to.
Przypomnę Ci teraz nasze ostatni spotkanie i ten karygodny czyn, którego się wtedy dopuściłeś.
Więc, na luzie wracałam ze szkoły do domu i ty się przypałętałeś. Pamiętasz, pytałeś czy nie widziałam wcześniej Alexego?"
Tak pamiętam...idiota zabrał mi podręcznik i nie oddał. Ale ty go nie widziałaś.
,, Powiedziałam Ci, ze go nie widziałam. A ty zamiast po prostu zostawić mnie w spokoju i olać tak jak robiłeś to dotychczas...złapałeś z mają rękę i zacząłeś oglądać moje nadgarstki..."
Pamiętam...zobaczyłem wtedy na jej rękach ślady po cięciu...oczywiście, że nie mogłem tego tak zostawić...
,, Jak zwykle...martwicie się w najmniej odpowiednim momencie...wtedy kiedy jest już za późno...ale mimo wszystko starałeś się mnie uratować...w pewnym sensie...nie pomyślałeś, że przy okazji nauczysz mnie kolejnej złej rzeczy...bo ja byłam tylko bezbronnym...ymm...byłam pustą skorupką.
Byłam tylko skorupką...a wy mieliście mnie wypełnić... jednak spieprzyliście...
Prawie płakałeś kiedy zobaczyłeś ślady na moich rękach... nie wiem, czy to dlatego, że to sobie robiłam, czy dlatego, że to faktycznie było złe, a ty nigdy nie miałeś styczności z czymś takim...choć bardziej obstawiam to drugie... Potem zapytałeś ,,Czemu to robisz?". "
Nie odpowiedziałaś...
,, Nie odpowiedziałam Ci... Dlatego pewnie postanowiłeś nie zostawiać mnie w spokoju. Dosłownie szedłeś za mną krok w krok, odprowadzając mnie do domu, do czasu aż na naszej drodze pojawił się mały sklepik. Tobie nagle zachciało się pieprzonych ciastek..."
Dobrych ciastek...
,,Zaciągnąłeś mnie do tego sklepu i poszliśmy szukać ich.
W końcu je znalazłeś ale zdałeś sobie sprawę, że nie masz przy sobie pieniędzy. Liczyłam na to, że je odłożysz i wyjdziemy sobie. Jednak ty tylko schowałeś je do plecaka i pośpiesznie pociągnąłeś mnie do wyjścia. Tak, byłam oszołomiona."
Tak, jestem jak złodziej...
,,Mimo, że tak naprawdę nie było to nic wielkiego, bo to tylko jakieś ciastka... Ale ja to przeżyłam, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam, może mi to zaimponowało...Może czułam przypływ adrenaliny...może chciałbym być wtedy na Twoim miejscu.
Ale nie to jest ważne, ważne jest to, że później faktycznie to robiłam...w sensie...kradłam...ale to naprawdę nie tak, ze robiłam to dla swojej przyjemności czy coś...po prostu uznawałam to za jakieś...ułatwienie...bo kiedy zapomniałam pieniędzy na głupią butelkę wody, to po prostu ją zabierałam... I wiesz co?
To nie jest najgorsza rzecz jaką zrobiłam...bo mimo, że byłeś jednym z tych, którzy nauczyli mnie grzechu...to inni byli gorsi...bardziej ranili...byli bardziej...istotni...nie, co ja mówię?
Wybacz, ale właśnie sprawiłabym, że poczułbyś się tak jak ja...mało istotny, nie potrzebny i nic nie warty...
Mimo, że AŻ tak bardzo mnie nie zraniłeś...AŻ...to jednak...
To sprawiedliwe, kiedy wspomnę o każdym z was...każdym, którym nauczył mnie czegoś złego..."
N-nic wielkiego? Kradzież to kradzież...to złe...nie chciałem, żebyś kiedykolwiek to robiła...
,,No...to teraz chyba powinnam Cię prosić o to co wszystkich? Nikomu nie możesz powiedzieć o tym liście...zresztą, o co ja Cię proszę? Przecież, wiem, że i tak byś się nie odważył...
Jesteś pieprzonym tchórzem..."
Przepraszam, co?
,,Tak...chyba mogę tak Cię nazwać...bo tylko zgrywasz takiego...twardego...wiem, że jesteś bardzo niepewny...wielu rzeczy się boisz, ba! Wielu osób się boisz! Po prostu do cholery boisz się ludzi!
Sam to przyznaj, jesteś tylko zwykłym tchórzem...nikomu nie potrzebnym, nikomu kurwa.
I co? Czujesz się jak gówno?"
A wiesz, że tak? Bardzo źle...i nie potrzebnie...
,,Mam nadzieję, że tak...że czujesz się jak ja...liczę no to, że wy wszyscy kiedyś się tak poczujecie..."
Po chwili usłyszałem dzwonek, oznaczający, że zaczęła się lekcja. Nie mam pojęcia jak długo sam to siedziałem, ale do końca tego cholernego gówna zastało mi jeszcze kilka zdań...a ja naprawdę nie chcę ich czytać...ale czuję, że powinienem. Po chwili sala zaczęła się wypełniać uczniami, a obok mnie usiadł jak zwykle Armin. Niczego nie świadomy chłopak zajął miejsce obok mnie i wyjął z kieszeni konsolę zupełnie mnie olewając. Byłem przez niego dobrze zasłonięty, więc bez obawy, że zostanę zauważony przez nauczyciela wyjąłem list z powrotem na ławkę i wróciłem do czytania.
,,Więc, co? Rozumiesz choć trochę z tego wszystkiego?
Rozumiesz, że przez to, że zaczęłam kraść...przez to, że robiłam coś złego i nie legalnego...że stałam się złą i zepsutą osobą, postanowiłam z sobą skończyć? Ale oczywiście nie tak od razu...
Ty jesteś tylko małą cegłą z tego długiego i wysokiego muru...
Może cieszysz się, że to już koniec tego okropnego listu i będziesz mieć spokój...ale ostrzegam Cię...to jeszcze nie koniec...moja historia już się skończyła...była zła i nie udana...ale jest ktoś jeszcze...kto kogo z pewnością znacie i nigdy nie pomyślelibyście, że ma jakiekolwiek problemy...ktoś, kto również planuje ze sobą skończyć...i obiecuję, że jeśli JEJ nie uratujecie i pozwolicie by skończyła tak jak ja...to załatwię każdemu z was miejsce w pierwszym rzędzie w piekle...
Czujesz się zmotywowany?
Pozdrawiam CIEPLUTKO
Twoja Violetta"
Westchnąłem głośno na chwilę zapominając, ze jestem w klasie przez co kilka osób się do mnie odwróciło. Zignorowałem to, bo miałem zbyt dużo w głowie...To było złe...jakby...dowiadujesz się, że dziewczyna z twojej szkoły się pocięła...miła i lubiana dziewczyna...a tu okazje się jeszcze, że miedzy nami jest kolejna samobójczyni...
*********************************************************************************
Hej! Oto po przerwie pojawia się kolejny rozdział! Mam nadzieję, że was zaciekawił i się podoba, jeśli tak możecie zostawić po sobie komentarz, który bardzo mnie motywuje do dalszego pisania!
Pozdrawiam!
Scheyly
zapraszam na mojego drugiego bloga:
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
zapraszam was też na wersję na wattpadzie (na razie jest tylko prolog)
https://www.wattpad.com/story/119216874
czwartek, 3 sierpnia 2017
Rozdział IV- Lysander
*Lysander*
-Dobrze, to na tyle...możecie już iść..- powiedziała nauczycielka i razem z innymi uczniami udałem się do wyjścia. Od jakiegoś czasu zostawałem po lekcjach na zajęcia kółka teatralnego, co niezbyt podobało się Kastielowi. W końcu jednak przekonałem go, że potrzebuję jakiejś odskoczni od naszego zespołu i teraz mam spokój.
Szedłem korytarzem w stronę szkolnej szatni kiedy poczułem wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnąłem moją komórkę i odebrałem połączenie od przyjaciela.
Ja: Halo?
Kastiel: Cześć stary...słuchaj musimy odpuścić sobie dzisiaj próbę, źle się czuję...
Ja: Ah..w porządku. Chcesz żebym do ciebie wpadł?
Kastiel:Nie, serio nie trzeba. Musze trochę odpocząć. To..do jutra?
Ja: Do jutra..
Rozłączyłem się i schowałem komórkę po czym chwyciłem mój płaszcz wiszący na wieszaku, wśród innych kurtek. Szybko go założyłem i strzepałem z niego odrobinę kurzu, która na nim osiadła. Przerzuciłem torbę przez ramię i udałem się w stronę wyjścia. Na dworze było dość zimno i pochmurno...Ciemne szare chmury...ostatnio ciągle jest taka paskudna pogoda...
Jako, że zrobiło mi się zimno postanowiłem zapomnieć o dobrych manierach i kulturze i schowałem ręce do kieszeni mojego płaszcza aby się ogrzać. Szedłem przez chwilę chodnikiem, kiedy w końcu zdałem sobie sprawę, ze moją dłoń dotyka coś szorstkiego i drapiącego. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem z kieszeni, tak jak myślałem kawałek papieru.. A raczej papierową kopertę złożoną na pół. Rozejrzałem się dookoła mimo iż wiedziałem, że już nie znajdę tego kto mi to podrzucił. Rozłożyłem papier i otworzyłem niedbale kopertę. W środku tak jak się mogłem spodziewać był list. Moim oczom rzucił się rząd staranie napisanych małych literek. Jako, że zerwał się silny wiatr ustałem przy wysokim murze pod drzewem i oparłem się plecami o niego. Zacząłem czytać...
,, Drogi Lysandrze,
Piszę do Ciebie ten list kilka godzin przed moją śmiercią i... naprawdę sama nie wiem jak mam to wszystko ubrać w słowa... Na początku myślałam, że mogę sobie odpuścić pisanie do Ciebie, bo ty zawsze używasz takiego wyszukanego słownictwa i jesteś taki poetycki...ale jak wszyscy to wszyscy...
Ouch...ale pewnie zastanawiasz się od kogo ten list?"
Jakby trochę tak...ale ni chcę się narzucać...
,,To ja, Violetta...nie wiem czy mnie pamiętasz...bo ponoć masz kłopoty z głową...znaczy z pamięcią...chociaż po tym czego się dowiedziałam po naszym ostatnim spotkaniu mogę stwierdzić, że faktycznie nie tylko z pamięcią..."
Ostatnim spotkaniu? Ah tak...faktycznie nie dawno się widzieliśmy...nie dawno, czyli kilka dni przed jej śmiercią...samobójstwem...odważna...
,,Chciałabym poinformować Cię w tym liście, że mój drogi bardzo przyczyniłeś się do wybory którego dokonałam...mówię tu o moim samobójstwie... Musisz wiedzieć, że ty...tak samo jak i inni... bardzo wiele zrobiliśmy i popchnęliście mnie w tym kierunku, za co poniekąd jestem wam wdzięczna...dosłownie nie mogłam dłużej wytrzymać życia..."
Zaczęły mi drętwieć nogi więc nie zwracając uwagi na mokry chodniki zjechałem plecami po murze i usiadłem na podłożu.
,, Może zanim powiem Ci do czego doprowadziłeś, przypomnę Ci nasze spotkanie.."
Oh tak...poproszę... wybaczcie mi ale prawie niczego nie pamiętam...to było tak dawno..
,, Pamiętam, że właśnie zadzwonił drugi dzwonek i wszyscy udali się na korytarz.
Ja pierwsza, ty ostatni ...
Szłam korytarzem i intensywnie wpatrywałam się w beżowe płytki pod moim stopami. W końcu poczułam lekkie uderzenie i odbiłam się od czyiś pleców...Twoich pleców... Odwróciłeś się i szarmancko mnie przerosiłeś...Zupełnie jakby była to Twoja wina..."
Nie potrzebnie ustałem na środku korytarza...mogłem domyśleć się, że inni będą tędy przechodzić..
,, Potem każdy z nas odszedł w swoją stronę...później aż do końca lekcji się nie widzieliśmy...ale nie martw się kochany...to nie swoją obojętnością tu zawiniłeś...nie nią i nie ty...
Drugi raz spotkaliśmy się po lekcjach, na dziedzińcu pamiętasz?"
Tak...to akurat pamiętam..i tak....pamiętam co wtedy się wydarzyło...zobaczyłem, że palisz...
,, Przechodziłeś obok mnie i zobaczyłeś, że palę...
Nie wyglądałeś na zadowolonego z tego faktu i delikatnie wyjąłeś mi papierosa z dłoni...od tego zaczęła się nasza rozmowa...ale o tym za chwilę, bo zastanawia mnie jedna rzecz...czemu zainteresowałeś się jakąś obcą dziewczyną z którą dotychczas nigdy nie rozmawiałeś?"
Jak to? Przecież jesteśmy...znaczy byliśmy w jednej klasie...byłaś dla mnie tak samo ważna jak Sucrette...w sensie...byłaś przyjaciółką...
,,Ale wracając do naszej ostatniej rozmowy... Zapytałeś czemu palę, ja wzruszyłam ramionami i próbowałam być tak wyluzowana jak Kastiel...spławić Cię jak Amber...i sprawić Ci przykrość... ale ty zostałeś... usiadłeś obok mnie na ławce i ponownie spytałeś o to samo. Odpowiedziałam ,,Nie powinno Cię to interesować...". Ty najwyraźniej zdziwiłeś się moją odpowiedzią..."
Racja...
,,Nie spodziewałaś się, że będę taka wyszczekana..."
Nie sądziłem, że tak bardzo zaboli mnie to, że ktoś inny robi sobie krzywdę...
,, Potem chciałam wstać i wrócić do domu, ale z mojego plecaka wypadła paczka Malboro... Ty zabrałeś ją i nie chciałeś oddać, to musiało wyglądać śmiesznie bo zaczęłam się z Tobą siłować...ale śmieszne nie było... kiedy złapałam z jedną stronę paczki Ty ciągnąłeś drugą... dosłownie nawzajem ją sobie wyrywaliśmy...wtedy podwinął się rękaw Twojej koszuli i zobaczyłam to... To czego zapewne nie chciałeś y ktokolwiek kiedykolwiek zobaczył...zobaczyłam Twoje rany po cięciach...po tej pieprzonej żyletce, która skończy ze mną zaraz po tym jak przekroczę próg tego pieprzonego Amorisa... Przyznaj...sam sobie..bo mnie już tu nie ma....czy Kastiel o tym wie? Twój brat, albo Rozalia? Czy oni wiedzą, że tak bardzo się krzywdzisz? Nadal to robisz?"
Westchnąłem głośno, złapałem się za czoło i wytarłem je...Pot? Jakby pocę się...z nerwów...
I nie...Kastiel nie wie, Leo nie wie... i Rozalia też nie wie..nikt nie wie..i tak..nadal to robię...
,,Jesteś taki idealny...jesteś piękny...dosłownie wspaniały...nie musisz tego robić...przecież nie masz żadnych problemów.."
Nie mam problemów? Ja nie mam problemów?!
No przepraszam! Nigdy do cholery się nie skarżyłem... zawsze wszystko zatrzymywałem dla siebie... wszystko oprócz tego co dobre... Nigdy nikomu nie powiedziałem...że nie umiem żyć w tym ,,współczesnym" świecie i nie potrafię... Że nie rozumiem tak wielu rzeczy...przerażają mnie ludzie...nie umiem z nimi rozmawiać... nie mam tak naprawdę nikogo komu mógłbym się zwierzyć...a Kastiel?...to nie tak, że jest prawdziwym przyjacielem...on sam nie rozumie wielu rzeczy i nie jest wstanie mi pomóc...tak, czasami czuję się zagubiony...i wtedy sam znajduję pomoc dla siebie..potem kiedy już przejdę swoje, wszystko staje się łatwiejsze, ja staję się silniejszy... więcej znoszę..przynajmniej przez jakiś czas...ta trzeźwość umysłu nie jest stała...
Tak..mówię tu o żyletce...
,, No dobrze ale nie rozczulajmy się tu nad sobą... Miałam przecież dokończyć opowieść... Kiedy tylko to zobaczyłam wpadłam na genialny pomysł jak sobie ulżyć. Wtedy jak pamiętasz z łatwością oddałam Ci te papierosy i szybko odeszłam.."
Ah...tak wyrzuciłem je wtedy do kosza...
,,Potem gdy tylko oddaliłam się do szkoły udałam się do najbliższego sklepu kosmetycznego i tam kupiłam żyletki...wprawdzie nie były to takie..ymm.. ,,profesjonalne", tylko zwykłe takie do tych męskich golarek, ale stwierdziłam, że na początek wystarczą. Oczywiście kasjerka patrzyła na mnie przerażona...bo po co jakiejś małej drobnej dziewczynce paczka siedmiu w chuj ostrych żyletek do golarki dla mężczyzn...Oczywiście to tatuś poprosił ją by je kupiła...
To był jeden z tych dni kiedy rodzice postanowili ze mną nie rozmawiać...tak miałam wtedy szczęście.
Zamknęłam się w swoim pokoju i odpakowałam ostrze...szczerze to nie wiedziałam jak się do tego zabrać...w sumie mogłam tego nie robić...ale czułam ogromną potrzebę...że muszę...muszę jakoś się uwolnić...coś mnie blokowało...chciałam pozbyć się tego czegoś...taa...dopiero później zdałam sobie sprawę, że tym czymś byłam ja... W końcu nie udolnie jedną z żyletek przecięłam swoją skórę na przed ramieniu... pewnie wiesz jakie to uczucie? Piekło, szczypało...powoli sączyła się krew...ale nie za dużo, bo ty tylko delikatna rana... to uczucie smutku..kiedy czas się zatrzymuje, a Tobie chce się płakać...ale ja nie płakałam...stałam oparta plecami o drzwi i zamknęłam oczy...ten ból przyniósł mi ulgę...w końcu było coś gorszego niż moje dotychczasowe problemy...
nikt mnie nie kochał....ale ból odczuwałam bardziej..
nikt mnie nie lubił....nie ból wtedy zwrócił na siebie całą moja uwagę...
nikt mnie nie potrzebował....oprócz bólu...bo on musiał kogoś dosięgnąć..
nikt mnie nie chciał przygarnąć...ale ból dawał o sobie cały czas znak...
hmm...za to wszyscy chcieliście miejsce obok Boga...ale wiesz co powiem...
przekaż swoim ,,przyjaciołom" że żadne z was go nie otrzyma...żadne z was na nie nie zasługuje.."
Zapewne tak jest...mam nadzieję, że jest ci dobrze w niebie...choć moje przeczucie mówi, że wcale tam nie jesteś...
,, Myślę, że na tym zakończę...baw się dobrze swoim życiem dopóki możesz...przecież nie muszę Ci tłumaczyć, że Twoje życie zależy od Ciebie? Czy muszę? To już zostawiam Tobie... zostawiam Tobie wszystko co dobre...bo wiesz...już mnie tu nie ma...i raczej nie powrócę...a ty jeszcze chyba żyjesz?
Skoro to czytasz to na pewno...więc ogarnij się i zacznij korzystać z życia...bo siedząc bezczynnie i kalecząc się zajmujesz miejsce innym...taa...i kto to mówi?
A...i liczę, że zachowasz dla siebie to wszystko...ten list...i nikomu nie powiesz...uwierz, że później będzie jeszcze ciekawiej...bo to nie tak, że tylko ty dostałeś ten list...Twoi koledzy również otrzymali podobne... Musisz czekać na odpowiedni moment a obiecuję, że wasz życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni...
Twoja Violetta"
Odepchnąłem się plecami od muru i oparłem głowę na kolanach...to jakby za dużo... za dużo wiem..zdecydowanie za dużo się dowiedziałem...to chore...ale co...nic nie rozumiem...nie wiem czego mam się spodziewać...więc pozostaje tylko czekać...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam!
Oto kolejny rozdział, liczę, że wam się podoba, a jeśli tak to możecie zostawić po sobie komentarz!
zapraszam też na mojego drugiego bloga:
http://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
-Dobrze, to na tyle...możecie już iść..- powiedziała nauczycielka i razem z innymi uczniami udałem się do wyjścia. Od jakiegoś czasu zostawałem po lekcjach na zajęcia kółka teatralnego, co niezbyt podobało się Kastielowi. W końcu jednak przekonałem go, że potrzebuję jakiejś odskoczni od naszego zespołu i teraz mam spokój.
Szedłem korytarzem w stronę szkolnej szatni kiedy poczułem wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnąłem moją komórkę i odebrałem połączenie od przyjaciela.
Ja: Halo?
Kastiel: Cześć stary...słuchaj musimy odpuścić sobie dzisiaj próbę, źle się czuję...
Ja: Ah..w porządku. Chcesz żebym do ciebie wpadł?
Kastiel:Nie, serio nie trzeba. Musze trochę odpocząć. To..do jutra?
Ja: Do jutra..
Rozłączyłem się i schowałem komórkę po czym chwyciłem mój płaszcz wiszący na wieszaku, wśród innych kurtek. Szybko go założyłem i strzepałem z niego odrobinę kurzu, która na nim osiadła. Przerzuciłem torbę przez ramię i udałem się w stronę wyjścia. Na dworze było dość zimno i pochmurno...Ciemne szare chmury...ostatnio ciągle jest taka paskudna pogoda...
Jako, że zrobiło mi się zimno postanowiłem zapomnieć o dobrych manierach i kulturze i schowałem ręce do kieszeni mojego płaszcza aby się ogrzać. Szedłem przez chwilę chodnikiem, kiedy w końcu zdałem sobie sprawę, ze moją dłoń dotyka coś szorstkiego i drapiącego. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem z kieszeni, tak jak myślałem kawałek papieru.. A raczej papierową kopertę złożoną na pół. Rozejrzałem się dookoła mimo iż wiedziałem, że już nie znajdę tego kto mi to podrzucił. Rozłożyłem papier i otworzyłem niedbale kopertę. W środku tak jak się mogłem spodziewać był list. Moim oczom rzucił się rząd staranie napisanych małych literek. Jako, że zerwał się silny wiatr ustałem przy wysokim murze pod drzewem i oparłem się plecami o niego. Zacząłem czytać...
,, Drogi Lysandrze,
Piszę do Ciebie ten list kilka godzin przed moją śmiercią i... naprawdę sama nie wiem jak mam to wszystko ubrać w słowa... Na początku myślałam, że mogę sobie odpuścić pisanie do Ciebie, bo ty zawsze używasz takiego wyszukanego słownictwa i jesteś taki poetycki...ale jak wszyscy to wszyscy...
Ouch...ale pewnie zastanawiasz się od kogo ten list?"
Jakby trochę tak...ale ni chcę się narzucać...
,,To ja, Violetta...nie wiem czy mnie pamiętasz...bo ponoć masz kłopoty z głową...znaczy z pamięcią...chociaż po tym czego się dowiedziałam po naszym ostatnim spotkaniu mogę stwierdzić, że faktycznie nie tylko z pamięcią..."
Ostatnim spotkaniu? Ah tak...faktycznie nie dawno się widzieliśmy...nie dawno, czyli kilka dni przed jej śmiercią...samobójstwem...odważna...
,,Chciałabym poinformować Cię w tym liście, że mój drogi bardzo przyczyniłeś się do wybory którego dokonałam...mówię tu o moim samobójstwie... Musisz wiedzieć, że ty...tak samo jak i inni... bardzo wiele zrobiliśmy i popchnęliście mnie w tym kierunku, za co poniekąd jestem wam wdzięczna...dosłownie nie mogłam dłużej wytrzymać życia..."
Zaczęły mi drętwieć nogi więc nie zwracając uwagi na mokry chodniki zjechałem plecami po murze i usiadłem na podłożu.
,, Może zanim powiem Ci do czego doprowadziłeś, przypomnę Ci nasze spotkanie.."
Oh tak...poproszę... wybaczcie mi ale prawie niczego nie pamiętam...to było tak dawno..
,, Pamiętam, że właśnie zadzwonił drugi dzwonek i wszyscy udali się na korytarz.
Ja pierwsza, ty ostatni ...
Szłam korytarzem i intensywnie wpatrywałam się w beżowe płytki pod moim stopami. W końcu poczułam lekkie uderzenie i odbiłam się od czyiś pleców...Twoich pleców... Odwróciłeś się i szarmancko mnie przerosiłeś...Zupełnie jakby była to Twoja wina..."
Nie potrzebnie ustałem na środku korytarza...mogłem domyśleć się, że inni będą tędy przechodzić..
,, Potem każdy z nas odszedł w swoją stronę...później aż do końca lekcji się nie widzieliśmy...ale nie martw się kochany...to nie swoją obojętnością tu zawiniłeś...nie nią i nie ty...
Drugi raz spotkaliśmy się po lekcjach, na dziedzińcu pamiętasz?"
Tak...to akurat pamiętam..i tak....pamiętam co wtedy się wydarzyło...zobaczyłem, że palisz...
,, Przechodziłeś obok mnie i zobaczyłeś, że palę...
Nie wyglądałeś na zadowolonego z tego faktu i delikatnie wyjąłeś mi papierosa z dłoni...od tego zaczęła się nasza rozmowa...ale o tym za chwilę, bo zastanawia mnie jedna rzecz...czemu zainteresowałeś się jakąś obcą dziewczyną z którą dotychczas nigdy nie rozmawiałeś?"
Jak to? Przecież jesteśmy...znaczy byliśmy w jednej klasie...byłaś dla mnie tak samo ważna jak Sucrette...w sensie...byłaś przyjaciółką...
,,Ale wracając do naszej ostatniej rozmowy... Zapytałeś czemu palę, ja wzruszyłam ramionami i próbowałam być tak wyluzowana jak Kastiel...spławić Cię jak Amber...i sprawić Ci przykrość... ale ty zostałeś... usiadłeś obok mnie na ławce i ponownie spytałeś o to samo. Odpowiedziałam ,,Nie powinno Cię to interesować...". Ty najwyraźniej zdziwiłeś się moją odpowiedzią..."
Racja...
,,Nie spodziewałaś się, że będę taka wyszczekana..."
Nie sądziłem, że tak bardzo zaboli mnie to, że ktoś inny robi sobie krzywdę...
,, Potem chciałam wstać i wrócić do domu, ale z mojego plecaka wypadła paczka Malboro... Ty zabrałeś ją i nie chciałeś oddać, to musiało wyglądać śmiesznie bo zaczęłam się z Tobą siłować...ale śmieszne nie było... kiedy złapałam z jedną stronę paczki Ty ciągnąłeś drugą... dosłownie nawzajem ją sobie wyrywaliśmy...wtedy podwinął się rękaw Twojej koszuli i zobaczyłam to... To czego zapewne nie chciałeś y ktokolwiek kiedykolwiek zobaczył...zobaczyłam Twoje rany po cięciach...po tej pieprzonej żyletce, która skończy ze mną zaraz po tym jak przekroczę próg tego pieprzonego Amorisa... Przyznaj...sam sobie..bo mnie już tu nie ma....czy Kastiel o tym wie? Twój brat, albo Rozalia? Czy oni wiedzą, że tak bardzo się krzywdzisz? Nadal to robisz?"
Westchnąłem głośno, złapałem się za czoło i wytarłem je...Pot? Jakby pocę się...z nerwów...
I nie...Kastiel nie wie, Leo nie wie... i Rozalia też nie wie..nikt nie wie..i tak..nadal to robię...
,,Jesteś taki idealny...jesteś piękny...dosłownie wspaniały...nie musisz tego robić...przecież nie masz żadnych problemów.."
Nie mam problemów? Ja nie mam problemów?!
No przepraszam! Nigdy do cholery się nie skarżyłem... zawsze wszystko zatrzymywałem dla siebie... wszystko oprócz tego co dobre... Nigdy nikomu nie powiedziałem...że nie umiem żyć w tym ,,współczesnym" świecie i nie potrafię... Że nie rozumiem tak wielu rzeczy...przerażają mnie ludzie...nie umiem z nimi rozmawiać... nie mam tak naprawdę nikogo komu mógłbym się zwierzyć...a Kastiel?...to nie tak, że jest prawdziwym przyjacielem...on sam nie rozumie wielu rzeczy i nie jest wstanie mi pomóc...tak, czasami czuję się zagubiony...i wtedy sam znajduję pomoc dla siebie..potem kiedy już przejdę swoje, wszystko staje się łatwiejsze, ja staję się silniejszy... więcej znoszę..przynajmniej przez jakiś czas...ta trzeźwość umysłu nie jest stała...
Tak..mówię tu o żyletce...
,, No dobrze ale nie rozczulajmy się tu nad sobą... Miałam przecież dokończyć opowieść... Kiedy tylko to zobaczyłam wpadłam na genialny pomysł jak sobie ulżyć. Wtedy jak pamiętasz z łatwością oddałam Ci te papierosy i szybko odeszłam.."
Ah...tak wyrzuciłem je wtedy do kosza...
,,Potem gdy tylko oddaliłam się do szkoły udałam się do najbliższego sklepu kosmetycznego i tam kupiłam żyletki...wprawdzie nie były to takie..ymm.. ,,profesjonalne", tylko zwykłe takie do tych męskich golarek, ale stwierdziłam, że na początek wystarczą. Oczywiście kasjerka patrzyła na mnie przerażona...bo po co jakiejś małej drobnej dziewczynce paczka siedmiu w chuj ostrych żyletek do golarki dla mężczyzn...Oczywiście to tatuś poprosił ją by je kupiła...
To był jeden z tych dni kiedy rodzice postanowili ze mną nie rozmawiać...tak miałam wtedy szczęście.
Zamknęłam się w swoim pokoju i odpakowałam ostrze...szczerze to nie wiedziałam jak się do tego zabrać...w sumie mogłam tego nie robić...ale czułam ogromną potrzebę...że muszę...muszę jakoś się uwolnić...coś mnie blokowało...chciałam pozbyć się tego czegoś...taa...dopiero później zdałam sobie sprawę, że tym czymś byłam ja... W końcu nie udolnie jedną z żyletek przecięłam swoją skórę na przed ramieniu... pewnie wiesz jakie to uczucie? Piekło, szczypało...powoli sączyła się krew...ale nie za dużo, bo ty tylko delikatna rana... to uczucie smutku..kiedy czas się zatrzymuje, a Tobie chce się płakać...ale ja nie płakałam...stałam oparta plecami o drzwi i zamknęłam oczy...ten ból przyniósł mi ulgę...w końcu było coś gorszego niż moje dotychczasowe problemy...
nikt mnie nie kochał....ale ból odczuwałam bardziej..
nikt mnie nie lubił....nie ból wtedy zwrócił na siebie całą moja uwagę...
nikt mnie nie potrzebował....oprócz bólu...bo on musiał kogoś dosięgnąć..
nikt mnie nie chciał przygarnąć...ale ból dawał o sobie cały czas znak...
hmm...za to wszyscy chcieliście miejsce obok Boga...ale wiesz co powiem...
przekaż swoim ,,przyjaciołom" że żadne z was go nie otrzyma...żadne z was na nie nie zasługuje.."
Zapewne tak jest...mam nadzieję, że jest ci dobrze w niebie...choć moje przeczucie mówi, że wcale tam nie jesteś...
,, Myślę, że na tym zakończę...baw się dobrze swoim życiem dopóki możesz...przecież nie muszę Ci tłumaczyć, że Twoje życie zależy od Ciebie? Czy muszę? To już zostawiam Tobie... zostawiam Tobie wszystko co dobre...bo wiesz...już mnie tu nie ma...i raczej nie powrócę...a ty jeszcze chyba żyjesz?
Skoro to czytasz to na pewno...więc ogarnij się i zacznij korzystać z życia...bo siedząc bezczynnie i kalecząc się zajmujesz miejsce innym...taa...i kto to mówi?
A...i liczę, że zachowasz dla siebie to wszystko...ten list...i nikomu nie powiesz...uwierz, że później będzie jeszcze ciekawiej...bo to nie tak, że tylko ty dostałeś ten list...Twoi koledzy również otrzymali podobne... Musisz czekać na odpowiedni moment a obiecuję, że wasz życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni...
Twoja Violetta"
Odepchnąłem się plecami od muru i oparłem głowę na kolanach...to jakby za dużo... za dużo wiem..zdecydowanie za dużo się dowiedziałem...to chore...ale co...nic nie rozumiem...nie wiem czego mam się spodziewać...więc pozostaje tylko czekać...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam!
Oto kolejny rozdział, liczę, że wam się podoba, a jeśli tak to możecie zostawić po sobie komentarz!
zapraszam też na mojego drugiego bloga:
http://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
piątek, 28 lipca 2017
Rozdział III- Kastiel
*Kastiel*
Zatrzasnąłem za sobą drzwi mojego domu i wkurzony ruszyłem w stronę Amorisa. Nie żebym jakoś szczególnie przepadał za przebywaniem w szkole, zwłaszcza po lekcjach, ale musiałem uciec przed pociskiem...mówię o moich rodzicach. Jakiś tydzień temu dostali urlop i teraz siedzą w domu...jakby nie mogli zostawić mnie w spokoju. Słyszałem jak mama coś za mną woła ale nie odwróciłem się.
Założyłem na głowę kaptur, ponieważ zaczął padać deszcz i schowałem ręce do kieszeni.
Po kilku minutach znalazłem się przed budynkiem szkoły. Było ciemno i pusto...byłem sam.
Przez chwilę spacerowałem po dziedzińcu, aż w końcu usiadłem na mojej ulubionej..nie...po prostu mojej ławce... Wyciągnąłem z kieszeni nieco zamoczoną paczkę papierosów Malboro i wyciągnąłem jednego. Przez chwile szarpałem się z kurtką, gdyż nie mogłem znaleźć zapalniczki. W końcu jednak przypomniałem sobie, że pod ławką między metalowymi prętami zawsze mam jedną ukrytą.
Schyliłem się i zacząłem macać ręką w poszukiwaniu swojej własności. Jednak oprócz zapalniczki, udało mi się znaleźć coś jeszcze. Jakiś złożony na dwie części kawałek papieru. Był nieco brudny i przemoczony, ale jeszcze nie rwał się w dłoniach. Rozłożyłem go delikatnie i zapaliłem papierosa trzymając go między zębami.
,,Jeśli nie jesteś Kastielem Blackiem, nie czytaj tego listu i odłóż go z powrotem pod ławkę"
Ha...sprytnie...dobry sposób na to, żeby zniechęcić innych do dotykania tego...pewnie nikt nie chce mieć nic wspólnego z czymś...co może mieć coś wspólnego ze mną...
,,To ja, Violetta. Ta mała, drobna natrętna dziewczyna, która raptem kilka dni temu wyciągała od Ciebie fajki...i ta sama, która nie dawno w naszej kochanej szkole pocięła się."
Ta...znam..kojarzę...i faktycznie bardzo natrętna...a to, że napisała do mnie ten list miłosny jeszcze bardziej to potwierdza...
,, Piszę do Ciebie, ponieważ chcę, abyś wiedział, że również przyczyniłeś się do tego, że zdecydowałam się na samobójstwo..."
Ah...Czyli to nie list miłosny...jakby to mnie ruszało...
,,Dzięki Tobie, mój drogi wyjątkowo szybko uzależniłam się od tych pieprzonych papierosów...wiem, że pewnie Cię to nie obchodzi i nie uważasz to za nic istotnego, ale wiedz jedno... Każda Twoja najmniejsza zła decyzja, prędzej czy później doprowadzi do katastrofy... jedna już doprowadziła...nie żyję... Pamiętasz, kiedy jakiś czas temu spotkaliśmy się wieczorem na dziedzińcu?'
Tak kurwa, tak...ale to był przypadek...
,, Zapytałam Cię wtedy, co tu robisz. Ty odpowiedziałeś -Ukrywam się przed rodzicami..nie mam ochoty spędzać z nimi czasu..-. Potem wyjąłeś z kieszeni paczkę papierosów i podałeś mi ją. Nie ukrywam, że mnie tym zdziwiłeś, ale sama się sobie dziwiąc wzięłam jednego. W sumie kiedy przypomnę sobie Twoją minę, ty też byłeś zdziwiony. Zapaliłeś mi go a ja spróbowałam się zaciągnąć. Spodziewałam się, ze zacznę kasłać i dusić się ale nic takiego nie miało miejsca. Najzwyczajniej w świecie paliła z Tobą przed szkołą. Można powiedzieć, że od tego czasu byliśmy przyjaciółmi od papierosa...Ale pewnie pomyślisz teraz... i co z tego? Bo jakbym była jedyną dziewczyną na świecie, która paliła... Chodzi o to, że ta cała sytuacja..nasza rozmowa...ten pieprzony papieros...i blizna, którą mi zrobiłeś.."
Co kurwa..? Ah...tak, faktycznie...tyle, że tłumaczyłem jej, że to przypadek.
Kiedy siedzieliśmy na tej ławce,było już ciemno. Popiół z jej papierosa spadł jej na kolano i próbowałem go strzepać, ale przez to tylko przyłożyłem mojego papierosa do jej da, wypalając jej dziurę w spodniach i przy okazji zostawiając ślad na skórze.
,,...zaczęłam piszczeć a w moich oczach pojawiły się łzy. Skóra piekła niemiłosiernie. Włączyłeś latarkę w telefonie i zacząłeś dmuchać w miejsce oparzenia, jednak to nic nie dawało, a rana robiła się jeszcze bardziej czerwona. Nie chciałam przy Tobie płakać, a byłam bliska temu, więc powiedziałam Ci, ze nic się nie stało i muszę już wracać...a przez całą drogę do domu głośno płakałam i przykładałam wskazujący palec do rany aby ją ukryć.. Moi rodzice zrobili mi ogromną awanturę, za to, że wracam późno, mam dziurę w spodniach i pachnę papierosami i męskim perfumami... Twoimi perfumami. To był pierwszy raz kiedy mama mnie uderzyła...dosłownie dostałam w policzek...stwierdziła, że strasznie się zmieniłam, a ona nie wie co się ze mną dzieje...i miała rację...zmieniłam się, cholernie się zmieniłam...Wy mnie zmieniliście.."
Przepraszam, że przez mnie twoja matka cię uderzyła...przepraszam za bliznę...i przepraszam, że dałem ci papierosa...
,,Ale ty możesz czuć się wyróżniony...zostawiłeś na mnie bliznę, którą mogłabym mieć do końca życia...mogłabym, gdybym jej nie zniszczyła...tak, sprawiłam, że wyglądałam jeszcze gorzej...zrobiłam to kiedy zaczęłam się ciąć...a wiesz kto mi w tym pomógł? Twój najlepszy przyjaciel..."
Co? Raczej..nie...Lysander, przecież...
,, Ale to już nie ważne...chciałabym Ci jeszcze raz serdecznie podziękować, za ten cały ból i to jak mnie oszpeciłeś...Dziękuje Ci za tego papierosa...naprawdę, bardzo szybko udało mi się uzależnić..i chociaż nie chciałam, tego to to było ze mną...
Obiecuję Ci, że niedługo dowiesz się dlaczego obwiniam Cię o moją śmierć... i radzę Ci nikomu nie mówić o tym liście...przynajmniej na razie... w naszej kochanej szkole, jest moja powierniczka, ona zbiera wszystkich moich morderców i niedługo spotkacie się wspólnie... Chociaż wątpię, że poznacie ją.."
My? Jaką ją?
,,Po prostu proszę Cię, byś zachował to dla siebie... Możesz to dla mnie zrobić?"
Kurwa..mogę...
,,To nie tak, że Cię nienawidzę... po prostu źle mi z tym, że ktoś tak dobry jak ty upadł tak nisko...
Nie wiem, czy słyszałeś, ale w Biblii pisze, że Bóg powiedział Adamowi i Ewie, ze mogą jeść ze wszystkich drzew wokół oprócz tego zakazanego...nauczył ich, powiedział, że mogą hodować zwierzęta i zajmować się roślinami...uczył ich dobrych rzeczy..byli niewinni i nic na początku nie wiedzieli..dopiero uczyli się jak żyć. Ja też taka byłam, zawsze cicha i nieśmiała...ale to wy zaczęliście mnie uczyć tych wszystkich nowych rzeczy...byliście dla mnie jak Bóg dla pierwszych ludzi...tylko, że wy nauczyliście mnie jak jeść z zakazanego drzewa...nauczyliście mnie jak robić złe rzeczy...ale nikt nie powiedział mi jak żyć, ze świadomością tego wszystkiego..."
Czytając to nawet nie zwracałem uwagi na lejący deszcz, byłem cały mokry i było mi kurewsko zimno, ale nie zamierzałam wracać do domu..przynajmniej nie do czasu, aż skończę czytać...
Bo tak kurwa...poruszyło mnie to, jestem kurewsko słaby...
,, Następny list otrzyma Lysander...nie wolno Ci o niczym mu powiedzieć...on też Ci o niczym nie powie...moja pośredniczka dopilnuje tego...
Violetta
Ps. Ja na Twoim miejscu byłabym lepsza dla Twoich rodziców... Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że są jacy są.."
To były ostatnie linijki listu. Kiedy skończyłem czytać i zacząłem zwracać uwagę na otoczenie, zdałem sobie sprawę, że mogę usłyszeć głośne bicie mojego serca. Jak to możliwe, że jakieś słowa..mogły wywołać u mnie taki stan. Złożyłem kartkę na kilka części i wepchnąłem do tylnej kieszeni spodni. Nie zwracając uwagi na deszcz zacząłem iść w stronę domu.
Co my wszyscy mamy z tym wspólnego..czemu nas obwinia...
Gdy wszedłem do domu, zobaczyłem moją mamę siedzącą na kanapie w salonie.
-Gdzie ojciec?- spytałem.
-Musiał jechać szybko do pracy..-powiedziała.
-Gdzie byłeś?- dodała zmartwiona.
Boże co za widok... nigdy nie pozwól by twoja matka była w takim stanie...by była smutna...nie pozwól by kiedykolwiek z twojej winy miała łzy w oczach...bo to kurwa boli...nie wiem kogo bardziej...ją która się martwi..czy mnie który zawiódł ją po całej linii..
Nie odpowiedziałem jej tylko rzuciłem się w jej stronę, aby ją przytulić..
Ona przez chwilę stała w bezruchu najwyraźniej zadziwiona jednak później sama mnie objęła...
sobota, 22 lipca 2017
Rozdział II-Amber
*Amber*
Właśnie zadzwonił dzwonek. To była moja ostatnia lekcja, więc teraz mogłabym wrócić do domu...Ale nie...Miałam ciekawsze zajęcia..jak na przykład siedzenie za karę po lekcjach w bibliotece.
Poprawiłam swoją spódniczkę i ruszyłam do szafek, a za mną Li . Kiedy ona otwierała swoją podszedł do nas mój brat i przyglądał mi się. Jezzu...Od wczoraj zachowuje się dziwnie... Cały czas mnie obserwuje i przegląda wszystkie moje notatki z lekcji (które swoją drogą zrobiła Li).
Przewróciłam oczami i otworzyłam szafkę. Nataniel rozejrzał by sprawdzić czy aby coś mi nie wypadło.
Westchnęłam i wyjęłam z niej mój podręcznik do historii, który następnie schowałam do torby.
-Co?-warknęłam gdy Li się oddaliła.
-Nic.-Nataniel wzruszył ramionami.
Zamknęłam szafkę i udałam się w stronę schodów na górę.
Otworzyłam duże drewniane drzwi do szkolnej biblioteki i rzuciłam okiem na nauczycielkę, która zapisała w notesie, że jestem obecna.
Oprócz mnie było tam też kilkoro innych uczniów, których szczerze nie kojarzyłam...i to chyba dobrze...nie wyglądali na jakieś sławy...
Usiadłam z dala od tych ofiar i wyjęłam mój ten pieprzony podręcznik od historii.
Za to, że przeszkadzałam Farazowi na lekcji musiałam zrobić jakąś notatkę z lekcji...Normalnie to bym sobie nie zawracała tym głowy ale miałam zagrożenie, więc jeden raz mogłam się ,,postarać''.
Otworzyłam książkę i zobaczyłam, że między strony została wepchnięta jakaś koperta.
Zaciekawiona otworzyłam ją. List.
,, Moja Droga Amber..."
Ok... dobrze się zaczyna...
,,Pewnie nie spodziewałaś się dostać ode mnie listu..."
Od kogo kurwa?...
,, To ja, Violetta... A więc...piszę do Ciebie z podziękowaniami..."
Oh..dobrze.. fajnie...należą mi się podziękowania... tylko za co?
,, Dziękuję Ci, za to czego mnie nauczyłaś.. A mianowicie, nauczyłaś mnie tego jak ranić innych zwykłymi słowami i zrobiłaś ze mnie zwykłą sukę... A do tego nieźle mnie nastraszyłaś... Mimo wszystko, muszę przyznać, że odrobinę jestem Ci wdzięczna, bo nauczyłaś mnie jak skutecznie odtrącić i odstraszyć ludzi...co bardzo mi się przydało, bo zauważyłam iż nikt nie zaprząta sobie mną głowy...i wtedy mogłam spokojnie zająć się sobą...jeśli wiesz co mam na myśli..."
Ymmm..no sory, ale ja nikomu do łóżka nie zaglądam...
,,Czekaj...co ja mówię...jesteś totalną idiotką...nie możesz wiedzieć co mam na myśli.."
Suka...
,, ,,Zająć się sobą'' , czyli przygotować się do odejścia stąd... bo jak pewnie słyszałaś...nie żyję...bo słyszałaś o tym?"
Tak kurwa wszyscy o tym mówią....
Usłyszałam wibracje i wyjęłam komórkę z torby. Dostałam SMS'a od Nataniela.
,,Kiedy będziesz w domu?"
Przewróciłam oczami i nie fatygowałam się, żeby odpisać.
Po chuj on mi przeszkadza?! Przecież wie, że się uczę! Znaczy....za chwilę będę się uczyć...
,, Sądzę, że skoro mówimy już o mnie, to mogę przytoczyć pewną historię... Pamiętasz jak chciałaś abym ,,pożyczyła" Ci pieniądze na obiad? To to ich nie dostałaś i jak wcześniej mówiłam odegrałaś się na mnie... Za to, zabrałaś mnie na spacer...
Szłyśmy chodnikiem, aż w końcu znalazłyśmy się na jakieś starej ulicy przy jeszcze bardziej rozwalonej kamienicy (swoją drogą, nigdy nie wytłumaczyłam się nauczycielom dlaczego tego dnia uciekłam z lekcji...). Zapytałam Cię, co tu robimy. Stwierdziłaś, że teraz czas na ,,zabawę''.
Rozejrzałaś się i pomachałaś do jakiegoś wysokiego gościa, który zaczął zbliżać się w naszą stronę. Ty zaśmiałaś się i zniknęłaś za jakimś budynkiem. Ten mężczyzna był o dwie głowy wyższy ode mnie.
Również się zaśmiał i podchodził coraz bliżej. Wystraszyłam się i gwałtownie odwróciłam. Zaczęłam biec przed siebie. Nawet się nie obejrzałam, aby wiedzieć, że on podąża za mną. Po kilku minutach wyczerpującego biegu zdałam sobie sprawę, że jestem w pobliżu budynku szkoły. Jako, że robiło się już ciemno i zapalono już kilka lamp ulicznych postanowiłam odpocząć na ławce na szkolnym dziedzińcu. Szkolna brama nigdy nie jest zamykana, więc nie miałam problemu z dostaniem się na teren szkoły. Zdyszana usiadałam na ławce i zauważyłam, że koleś, którego na mnie nasłałaś gdzieś zniknął. Wyjęłam butelkę wody z torby i zamknęłam na chwilę oczy. Powiem Ci, że jak na jeden dzień to wystarczająco się wystraszyłam... Poczułam, że ktoś dotyka mojej dłoni i wyjmuje mi z dłoni butelkę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego przed mną naszego buntownika. Stał i najzwyczajniej pił wodę z mojej butelki..."
Oparłam głowę na ławce, i szczerze nieźle już nudziła mnie ta jej historyjka...ale ok...
,, Byłam zdziwiona i nieco wystraszona... po pierwsze... właśnie stałam twarzą w twarz z NIM.
Po drugie, Kastiel siedział sam na terenie szkoły... on... przecież, zawsze się zarzekał, że nie znosi szkoły. Po chwili spytał ,,Co tu robisz?". Ja odrzekłam ,,Przechodziłam..i musiałam odpocząć...A ty?''
Chłopak wtedy westchnął, ale o dziwo odpowiedział ,,Ukrywam się przed...rodzicami...przyjechali na weekend a ja nie mam ochoty spędzać z nimi czas...". Poczułam się dziwnie...swobodnie w jego towarzystwie... Powiedziałam, że też nie dogaduję się z rodzicami i też niezbyt odpowiada mi powrót do domu, zwłaszcza, że zważywszy na to, jaką mamy godzinę...będą mieli z tym problemy..."
Kastiel ma problemy z rodzicami? Biedak...
,, Właściwie to trochę się zagalopowałam... bo chciałam Ci tylko wspomnieć, że przez to, że ten Twój ,,znajomy'' mnie zaatakował, prawie umarłam...w sensie...ze strachu...byłam bliska zawału..miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi...dosłownie... I informuje Cię o tym tylko z jednego powodu...
Bo wiem, że jesteś zwykłą zdzirą bez serca... i absolutnie nie obchodzi Cię to, że między innymi, również podjęłam decyzję o samobójstwie... Dlatego chciałam Cię powiadomić, że za to całe zło, które wyrządziłaś, otrzymasz okropną karę... Skończysz w męczarniach i za każdy nawet najmniejszy cios jaki zadałaś innym..za każdą ranę... za każde złe słowo, spotka Cię tysiąc razy gorsza i boleśniejsza kara.."
Czytałam ostatnie słowa z przerażeniem w oczach... Przełknęłam głośno ślinę.
,, I ja już tego dopilnuję...
A i pamiętaj... nikt nie może się dowiedzieć o tym liście... Bo inaczej pożałujesz tego... jesteś obserwowana...."
Gwałtownie podniosłam głowę i rozejrzałam się. Nikt nie wyglądał jakby mnie podglądał, ale to ani trochę mnie nie uspokoiło.
,,No i to tyle... wiedz, że jesteś bardzo ważna w mojej historii... krótkiej historii... ale naprawdę nie masz z czego się cieszyć księżniczko...
Pozdrowienia z Piekła
Violetta"
Kiedy tylko doczytałam list do końca zgniotłam kartkę w kulkę i cisnęłam do torby. Oparłam głowę na dłoniach i odetchnęłam głośno.
Nie miałam pojęcia, że Violetta weźmie to tak od siebie... Traktowałam ludzi gorzej... nie raz nasyłałam na nich swoich... ,,znajomych''...Ale oni nigdy nie robili im krzywdy.. tylko mieli ją nastraszyć.... kurwa...
** * *** ***
Hej oto i kolejny rozdział! Bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale naprawdę, mimo, że rozdziały są krótkie to potrzeba dużo czasu aby wymyśleć coś sensownego!
Jednak mam nadzieję, że podoba się wam!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
scheyly
zapraszam też na mojego drugiego bloga o Słodki Flircie !
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
Właśnie zadzwonił dzwonek. To była moja ostatnia lekcja, więc teraz mogłabym wrócić do domu...Ale nie...Miałam ciekawsze zajęcia..jak na przykład siedzenie za karę po lekcjach w bibliotece.
Poprawiłam swoją spódniczkę i ruszyłam do szafek, a za mną Li . Kiedy ona otwierała swoją podszedł do nas mój brat i przyglądał mi się. Jezzu...Od wczoraj zachowuje się dziwnie... Cały czas mnie obserwuje i przegląda wszystkie moje notatki z lekcji (które swoją drogą zrobiła Li).
Przewróciłam oczami i otworzyłam szafkę. Nataniel rozejrzał by sprawdzić czy aby coś mi nie wypadło.
Westchnęłam i wyjęłam z niej mój podręcznik do historii, który następnie schowałam do torby.
-Co?-warknęłam gdy Li się oddaliła.
-Nic.-Nataniel wzruszył ramionami.
Zamknęłam szafkę i udałam się w stronę schodów na górę.
Otworzyłam duże drewniane drzwi do szkolnej biblioteki i rzuciłam okiem na nauczycielkę, która zapisała w notesie, że jestem obecna.
Oprócz mnie było tam też kilkoro innych uczniów, których szczerze nie kojarzyłam...i to chyba dobrze...nie wyglądali na jakieś sławy...
Usiadłam z dala od tych ofiar i wyjęłam mój ten pieprzony podręcznik od historii.
Za to, że przeszkadzałam Farazowi na lekcji musiałam zrobić jakąś notatkę z lekcji...Normalnie to bym sobie nie zawracała tym głowy ale miałam zagrożenie, więc jeden raz mogłam się ,,postarać''.
Otworzyłam książkę i zobaczyłam, że między strony została wepchnięta jakaś koperta.
Zaciekawiona otworzyłam ją. List.
,, Moja Droga Amber..."
Ok... dobrze się zaczyna...
,,Pewnie nie spodziewałaś się dostać ode mnie listu..."
Od kogo kurwa?...
,, To ja, Violetta... A więc...piszę do Ciebie z podziękowaniami..."
Oh..dobrze.. fajnie...należą mi się podziękowania... tylko za co?
,, Dziękuję Ci, za to czego mnie nauczyłaś.. A mianowicie, nauczyłaś mnie tego jak ranić innych zwykłymi słowami i zrobiłaś ze mnie zwykłą sukę... A do tego nieźle mnie nastraszyłaś... Mimo wszystko, muszę przyznać, że odrobinę jestem Ci wdzięczna, bo nauczyłaś mnie jak skutecznie odtrącić i odstraszyć ludzi...co bardzo mi się przydało, bo zauważyłam iż nikt nie zaprząta sobie mną głowy...i wtedy mogłam spokojnie zająć się sobą...jeśli wiesz co mam na myśli..."
Ymmm..no sory, ale ja nikomu do łóżka nie zaglądam...
,,Czekaj...co ja mówię...jesteś totalną idiotką...nie możesz wiedzieć co mam na myśli.."
Suka...
,, ,,Zająć się sobą'' , czyli przygotować się do odejścia stąd... bo jak pewnie słyszałaś...nie żyję...bo słyszałaś o tym?"
Tak kurwa wszyscy o tym mówią....
Usłyszałam wibracje i wyjęłam komórkę z torby. Dostałam SMS'a od Nataniela.
,,Kiedy będziesz w domu?"
Przewróciłam oczami i nie fatygowałam się, żeby odpisać.
Po chuj on mi przeszkadza?! Przecież wie, że się uczę! Znaczy....za chwilę będę się uczyć...
,, Sądzę, że skoro mówimy już o mnie, to mogę przytoczyć pewną historię... Pamiętasz jak chciałaś abym ,,pożyczyła" Ci pieniądze na obiad? To to ich nie dostałaś i jak wcześniej mówiłam odegrałaś się na mnie... Za to, zabrałaś mnie na spacer...
Szłyśmy chodnikiem, aż w końcu znalazłyśmy się na jakieś starej ulicy przy jeszcze bardziej rozwalonej kamienicy (swoją drogą, nigdy nie wytłumaczyłam się nauczycielom dlaczego tego dnia uciekłam z lekcji...). Zapytałam Cię, co tu robimy. Stwierdziłaś, że teraz czas na ,,zabawę''.
Rozejrzałaś się i pomachałaś do jakiegoś wysokiego gościa, który zaczął zbliżać się w naszą stronę. Ty zaśmiałaś się i zniknęłaś za jakimś budynkiem. Ten mężczyzna był o dwie głowy wyższy ode mnie.
Również się zaśmiał i podchodził coraz bliżej. Wystraszyłam się i gwałtownie odwróciłam. Zaczęłam biec przed siebie. Nawet się nie obejrzałam, aby wiedzieć, że on podąża za mną. Po kilku minutach wyczerpującego biegu zdałam sobie sprawę, że jestem w pobliżu budynku szkoły. Jako, że robiło się już ciemno i zapalono już kilka lamp ulicznych postanowiłam odpocząć na ławce na szkolnym dziedzińcu. Szkolna brama nigdy nie jest zamykana, więc nie miałam problemu z dostaniem się na teren szkoły. Zdyszana usiadałam na ławce i zauważyłam, że koleś, którego na mnie nasłałaś gdzieś zniknął. Wyjęłam butelkę wody z torby i zamknęłam na chwilę oczy. Powiem Ci, że jak na jeden dzień to wystarczająco się wystraszyłam... Poczułam, że ktoś dotyka mojej dłoni i wyjmuje mi z dłoni butelkę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego przed mną naszego buntownika. Stał i najzwyczajniej pił wodę z mojej butelki..."
Oparłam głowę na ławce, i szczerze nieźle już nudziła mnie ta jej historyjka...ale ok...
,, Byłam zdziwiona i nieco wystraszona... po pierwsze... właśnie stałam twarzą w twarz z NIM.
Po drugie, Kastiel siedział sam na terenie szkoły... on... przecież, zawsze się zarzekał, że nie znosi szkoły. Po chwili spytał ,,Co tu robisz?". Ja odrzekłam ,,Przechodziłam..i musiałam odpocząć...A ty?''
Chłopak wtedy westchnął, ale o dziwo odpowiedział ,,Ukrywam się przed...rodzicami...przyjechali na weekend a ja nie mam ochoty spędzać z nimi czas...". Poczułam się dziwnie...swobodnie w jego towarzystwie... Powiedziałam, że też nie dogaduję się z rodzicami i też niezbyt odpowiada mi powrót do domu, zwłaszcza, że zważywszy na to, jaką mamy godzinę...będą mieli z tym problemy..."
Kastiel ma problemy z rodzicami? Biedak...
,, Właściwie to trochę się zagalopowałam... bo chciałam Ci tylko wspomnieć, że przez to, że ten Twój ,,znajomy'' mnie zaatakował, prawie umarłam...w sensie...ze strachu...byłam bliska zawału..miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi...dosłownie... I informuje Cię o tym tylko z jednego powodu...
Bo wiem, że jesteś zwykłą zdzirą bez serca... i absolutnie nie obchodzi Cię to, że między innymi, również podjęłam decyzję o samobójstwie... Dlatego chciałam Cię powiadomić, że za to całe zło, które wyrządziłaś, otrzymasz okropną karę... Skończysz w męczarniach i za każdy nawet najmniejszy cios jaki zadałaś innym..za każdą ranę... za każde złe słowo, spotka Cię tysiąc razy gorsza i boleśniejsza kara.."
Czytałam ostatnie słowa z przerażeniem w oczach... Przełknęłam głośno ślinę.
,, I ja już tego dopilnuję...
A i pamiętaj... nikt nie może się dowiedzieć o tym liście... Bo inaczej pożałujesz tego... jesteś obserwowana...."
Gwałtownie podniosłam głowę i rozejrzałam się. Nikt nie wyglądał jakby mnie podglądał, ale to ani trochę mnie nie uspokoiło.
,,No i to tyle... wiedz, że jesteś bardzo ważna w mojej historii... krótkiej historii... ale naprawdę nie masz z czego się cieszyć księżniczko...
Pozdrowienia z Piekła
Violetta"
Kiedy tylko doczytałam list do końca zgniotłam kartkę w kulkę i cisnęłam do torby. Oparłam głowę na dłoniach i odetchnęłam głośno.
Nie miałam pojęcia, że Violetta weźmie to tak od siebie... Traktowałam ludzi gorzej... nie raz nasyłałam na nich swoich... ,,znajomych''...Ale oni nigdy nie robili im krzywdy.. tylko mieli ją nastraszyć.... kurwa...
** * *** ***
Hej oto i kolejny rozdział! Bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale naprawdę, mimo, że rozdziały są krótkie to potrzeba dużo czasu aby wymyśleć coś sensownego!
Jednak mam nadzieję, że podoba się wam!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
scheyly
zapraszam też na mojego drugiego bloga o Słodki Flircie !
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
wtorek, 18 lipca 2017
Rozdział I - Nataniel
* Nataniel *
Byłem zmęczony dzisiejszym dniem i marzyłem tylko o tym, aby położyć się do łóżka. Cała masa papierkowej roboty...i jeszcze to co ostatnio się wydarzyło...
Nie pozwalała mi się skupić...biedna Violetta...
Nie mam pojęcia co skłoniło ją do samobójstwa...nie wyglądała na kogoś kto miałby problemy... No nie ważne..nie chcę tym sobie zaprzątać głowy...i tak pewnie nigdy się nie dowiemy...
Przerzuciłem torbę przez ramię i udałem się do mojej szafki. Otworzyłem ją i w tym samym czasie wypadła z niej jakaś koperta. Zanim ją podniosłem rozejrzałem się dookoła, czy to aby nie są jakieś żarty.
Jako, że już dawno było po lekcjach, korytarze były puste, a ja byłem sam.
Nie było nikogo, więc ktoś musiał mi to podrzucić w trakcie lekcji...
Niewiele myśląc otworzyłem kopertę. W środku była złożona na trzy części duża kartka, list.
Na początku nie mogłem rozczytać co tam pisze, ponieważ przez cały dzień wpatrywania się w papiery, mój wzrok mnie zawodził.
Przetarłem oczy i przymrużyłem je.
,, Natanielu,
Pewnie zastanawiasz się, od kogo mogłeś dostać ten list...''
Szczerze mówiąc, to tak...
,,A więc, dam Ci małą podpowiedź... Pamiętasz, może kto, raptem tydzień temu pomógł Ci w tej całej papierkowej robocie? Bo to ona, jest autorką listu..''
Violetta...ona pomogła mi...ale...ona nie żyje...
,,Pewnie dziwi Cię fakt, że dostałeś list, od martwej osoby.."
Dziwi i przeraża, tak dokładniej...
,, Napisałam go kilka godzin, wcześniej za nim skończyłam z sobą... Więc na pewno jesteś ciekawy czemu napisałam do Ciebie... O tuż... Hmm...Poczekaj...Chcę, żeby to było jasne, nie jesteś dla mnie nikim ważnym...''
Ała
,,.. Ale tak jak inni przyczyniłeś się do mojej śmierci... Dlatego, postanowiłam, każdego z was uświadomić z tym co zrobiliście...''
Zaraz...co?
,, Ty jesteś pierwszy, ponieważ nie wyrządziłeś mi aż takiej krzywdy... jednak bardzo przyczyniłeś się do tego co było potem... A więc wróćmy do tego co stało się tydzień temu.."
Ciągle zapatrzony w słowa, zamknąłem szafkę (choć podejrzewam, że tak naprawdę tego nie zrobiłem) i wyszedłem ze szkoły udając się do domu.
,, Poprosiłeś bym razem z Tobą udała się do Pokoju Gospodarzy... więc kiedy się tam znaleźliśmy zaczęliśmy bawić się tymi papierami... w końcu dołączyła do nas Melania.
Spytała, czy może nam pomóc. Ty warknąłeś ,,Nie''. Dosłownie! Przyrzekam, że warknąłeś!
Ona wyszła a ja wtedy spytałam Cię ,,C-czemu...j-jak..jak z taką łatwością jej odmówiłeś?''.
Ty wtedy uśmiechnąłeś się pod nosem i powiedziałeś ,,Czasami, człowiek musi być stanowczy...sprzeciwić się..nie możesz zawsze przytakiwać...musisz mieć własne zdanie."."
Tak, pamiętam...ale co? Przecież dobrze powiedziałem...
,, I od tej pory, miałam własne zdanie... Pożegnaliśmy się i ja wróciłam do domu. Moja mama od razu, gdy tylko przekroczyłam próg spytała mnie czy zostanę z młodszym bratem, bo ona i ojciec chcą wyjść na kolację. Na początku się speszyłam, ale potem śmiało odrzekłam ,,Nie''. Ona spojrzała na mnie zdziwiona i kazała mi powtórzyć...więc powtórzyłam. Wtedy zawołała ojca i zaczęli kłótnię.
A dzięki, temu co powiedziałeś, ja nie dałam im się... Najzwyczajniej w świecie się im sprzeciwiłam i wyszłam z domu...Oczywiście wróciłam po godzinie. W tedy rodzice udali obrażonych i nie odzywali się do mnie...może to i dobrze?''
Znalazłem się przed domem, na podjeździe nie było auta rodziców, więc nie było ich w domu.
Wszedłem do środka i odłożyłem plecak w kąt, udałem się do salonu i wziąłem szklankę wody.
Teraz miałem odpowiednie warunki by dokończyć czytanie.
,, Pewnie pomyślisz, że to nic takiego... z tego co wiem, to ty masz gorsze problemy w domu...
Ale to co działo się potem... to już trochę wymknęło się spod kontroli. Następnego dnia poszłam do szkoły..kilka nauczycielek poprosiło mnie o pomoc ze sprawdzianami...Rozalia chciała iść ze mną na obiad, Kentin chciał pożyczyć hajs...ale ja wszystkim odmówiłam.''
No fakt..trochę to nie miłe...ale nie bez przesady...nie doprowadziło to do żadnej tragedii..
,,...I wszystko byłoby dobrze...gdyby nie to, w jaki sposób się zachowywałam... Za bardzo chciałam stać się niezależna i... nie przemyślałam nawet niczego...po prostu mówiłam nie... I przez to, że TY mnie tego nauczyłeś, nauczyłam się kolejnej złej rzeczy..."
Nim się zorientowałem szklanka była już pusta, więc odłożyłem ją na stolik.
,,I teraz przejdziemy do tego, do czego doprowadziła Twoja cenna lekcja...
Szłam sobie korytarzem i spotkałam Twoją siostrę, Amber. Ona uśmiechnęła się cwaniacko i podeszła do mnie prosząc o pożyczenie pieniędzy na obiad. Ja z kamienną twarzą, odmówiłam.
Ona spojrzała na mnie zdziwiona i zmarszczyła brwi.."
Wzdrygnąłem się gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Obok mnie siedziała moja siostra.
-Co czytasz?-spytała i chciała zobaczyć kartkę.
-N-nic..to ze szkoły...dyrektora zostawiła mi papiery do przejrzenia..-skłamałem. Ona odwróciła się i chwyciła pilot od telewizora po czym go włączyła.
A co moja siostra ma z tym wspólnego?
,, Jednak po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech...jakby...dumny?
Otworzyła usta i powiedziała ,,No..Violu...sprzeciwiasz mi się...ale tym razem...tym razem ci odpuszczę...jestem pod wrażeniem..." i poklepała mnie po ramieniu. Potem kazała mi gdzieś za sobą iść...i...i to właściwie koniec Twojej roli. Zapewne teraz wydaje Ci się, że nic szczególnego nie zrobiłeś i jesteś niewinny..ale obiecuję Ci, że w końcu wszystko się wyjaśni... Jedna z uczennic w Amorisie, przed moim samobójstwem zawarła ze mną umowę... dostarczy każdemu winnemu list, w którym przedstawię mu jego winę...Więc...lepiej będzie jeśli nikomu o tym nie wspomnisz...o tym liście...bo jeśli to zrobisz, to przyrzekam, że ona się o tym dowie...i wszystkim powie, że jesteś w to zamieszany...wprawdzie wszyscy wiedzą, że to samobójstwo, ale jeśli wyjdzie, że Ty byłeś jednym z powodów, dla których się na to zdecydowałam...to Twoja reputacja nieźle na tym ucierpi..A tego byś nie chciał.."
Nie chciałbym tego...
,,Następny list, otrzyma Twoja siostra... a następnie ktoś inny i jeszcze inny...a kiedy ostatnia osoba przeczyta lis, zgłosi się do Ciebie.. i wtedy wszyscy moi kochani winowajcy się spotkacie i przemyślicie to co zrobiliście..."
Amber też otrzyma list... albo już go ma...dawno nie zaglądałem do szafki...mogłem go otrzymać kilka dni temu...
Violetta kazała mi nikomu nic nie mówić...bo ta jej...ymm...służąca? Bo ona wszystkim powie o tym co zrobiłem...tylko co zrobiłem? Nie..nie ważne.... w każdym razie wolę się nie narażać.
,, No więc... mam nadzieję, że zżera Cię ciekawość, odnośnie tego, do czego się przyczyniłeś i co sprawiło, że postanowiłam się zabić... więc..jak wcześniej wspominałam, niedługo się dowiesz.
A teraz, życzę Ci abyś faktycznie się nie wygadał..
Violetta''
Czytałem ostatnie słowa i starannie napisany podpis Violetty. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć... Może nie byłem z nią jakoś blisko, ale to nie jest tak, że miałem ją gdzieś...Zawsze byłem pewny, że ma swoich przyjaciół...Ciągle kręciła się gdzieś z Su i Rozalią...Matko...naprawdę...nie mam pojęcia co takiego zrobiłem..
*** ***
Witajcie! Oto przed wami pierwszy rozdział!
Powiem szczerze, że wymyślanie opowiadania tego typu jest bardzo czaso i pracochłonne.
Muszę, wymyślać o co by tu obwinić poszczególne osoby...i takie tam...
Więc powiem, że tak...bardzo się napracowałam pisząc pierwszy rozdział.
Jeśli podoba ci się i doceniasz moją pracę, proszę zostaw komentarz!
Pozdrawiam
Scheyly
zapraszam też na mojego drugiego bloga
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
Byłem zmęczony dzisiejszym dniem i marzyłem tylko o tym, aby położyć się do łóżka. Cała masa papierkowej roboty...i jeszcze to co ostatnio się wydarzyło...
Nie pozwalała mi się skupić...biedna Violetta...
Nie mam pojęcia co skłoniło ją do samobójstwa...nie wyglądała na kogoś kto miałby problemy... No nie ważne..nie chcę tym sobie zaprzątać głowy...i tak pewnie nigdy się nie dowiemy...
Przerzuciłem torbę przez ramię i udałem się do mojej szafki. Otworzyłem ją i w tym samym czasie wypadła z niej jakaś koperta. Zanim ją podniosłem rozejrzałem się dookoła, czy to aby nie są jakieś żarty.
Jako, że już dawno było po lekcjach, korytarze były puste, a ja byłem sam.
Nie było nikogo, więc ktoś musiał mi to podrzucić w trakcie lekcji...
Niewiele myśląc otworzyłem kopertę. W środku była złożona na trzy części duża kartka, list.
Na początku nie mogłem rozczytać co tam pisze, ponieważ przez cały dzień wpatrywania się w papiery, mój wzrok mnie zawodził.
Przetarłem oczy i przymrużyłem je.
,, Natanielu,
Pewnie zastanawiasz się, od kogo mogłeś dostać ten list...''
Szczerze mówiąc, to tak...
,,A więc, dam Ci małą podpowiedź... Pamiętasz, może kto, raptem tydzień temu pomógł Ci w tej całej papierkowej robocie? Bo to ona, jest autorką listu..''
Violetta...ona pomogła mi...ale...ona nie żyje...
,,Pewnie dziwi Cię fakt, że dostałeś list, od martwej osoby.."
Dziwi i przeraża, tak dokładniej...
,, Napisałam go kilka godzin, wcześniej za nim skończyłam z sobą... Więc na pewno jesteś ciekawy czemu napisałam do Ciebie... O tuż... Hmm...Poczekaj...Chcę, żeby to było jasne, nie jesteś dla mnie nikim ważnym...''
Ała
,,.. Ale tak jak inni przyczyniłeś się do mojej śmierci... Dlatego, postanowiłam, każdego z was uświadomić z tym co zrobiliście...''
Zaraz...co?
,, Ty jesteś pierwszy, ponieważ nie wyrządziłeś mi aż takiej krzywdy... jednak bardzo przyczyniłeś się do tego co było potem... A więc wróćmy do tego co stało się tydzień temu.."
Ciągle zapatrzony w słowa, zamknąłem szafkę (choć podejrzewam, że tak naprawdę tego nie zrobiłem) i wyszedłem ze szkoły udając się do domu.
,, Poprosiłeś bym razem z Tobą udała się do Pokoju Gospodarzy... więc kiedy się tam znaleźliśmy zaczęliśmy bawić się tymi papierami... w końcu dołączyła do nas Melania.
Spytała, czy może nam pomóc. Ty warknąłeś ,,Nie''. Dosłownie! Przyrzekam, że warknąłeś!
Ona wyszła a ja wtedy spytałam Cię ,,C-czemu...j-jak..jak z taką łatwością jej odmówiłeś?''.
Ty wtedy uśmiechnąłeś się pod nosem i powiedziałeś ,,Czasami, człowiek musi być stanowczy...sprzeciwić się..nie możesz zawsze przytakiwać...musisz mieć własne zdanie."."
Tak, pamiętam...ale co? Przecież dobrze powiedziałem...
,, I od tej pory, miałam własne zdanie... Pożegnaliśmy się i ja wróciłam do domu. Moja mama od razu, gdy tylko przekroczyłam próg spytała mnie czy zostanę z młodszym bratem, bo ona i ojciec chcą wyjść na kolację. Na początku się speszyłam, ale potem śmiało odrzekłam ,,Nie''. Ona spojrzała na mnie zdziwiona i kazała mi powtórzyć...więc powtórzyłam. Wtedy zawołała ojca i zaczęli kłótnię.
A dzięki, temu co powiedziałeś, ja nie dałam im się... Najzwyczajniej w świecie się im sprzeciwiłam i wyszłam z domu...Oczywiście wróciłam po godzinie. W tedy rodzice udali obrażonych i nie odzywali się do mnie...może to i dobrze?''
Znalazłem się przed domem, na podjeździe nie było auta rodziców, więc nie było ich w domu.
Wszedłem do środka i odłożyłem plecak w kąt, udałem się do salonu i wziąłem szklankę wody.
Teraz miałem odpowiednie warunki by dokończyć czytanie.
,, Pewnie pomyślisz, że to nic takiego... z tego co wiem, to ty masz gorsze problemy w domu...
Ale to co działo się potem... to już trochę wymknęło się spod kontroli. Następnego dnia poszłam do szkoły..kilka nauczycielek poprosiło mnie o pomoc ze sprawdzianami...Rozalia chciała iść ze mną na obiad, Kentin chciał pożyczyć hajs...ale ja wszystkim odmówiłam.''
No fakt..trochę to nie miłe...ale nie bez przesady...nie doprowadziło to do żadnej tragedii..
,,...I wszystko byłoby dobrze...gdyby nie to, w jaki sposób się zachowywałam... Za bardzo chciałam stać się niezależna i... nie przemyślałam nawet niczego...po prostu mówiłam nie... I przez to, że TY mnie tego nauczyłeś, nauczyłam się kolejnej złej rzeczy..."
Nim się zorientowałem szklanka była już pusta, więc odłożyłem ją na stolik.
,,I teraz przejdziemy do tego, do czego doprowadziła Twoja cenna lekcja...
Szłam sobie korytarzem i spotkałam Twoją siostrę, Amber. Ona uśmiechnęła się cwaniacko i podeszła do mnie prosząc o pożyczenie pieniędzy na obiad. Ja z kamienną twarzą, odmówiłam.
Ona spojrzała na mnie zdziwiona i zmarszczyła brwi.."
Wzdrygnąłem się gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Obok mnie siedziała moja siostra.
-Co czytasz?-spytała i chciała zobaczyć kartkę.
-N-nic..to ze szkoły...dyrektora zostawiła mi papiery do przejrzenia..-skłamałem. Ona odwróciła się i chwyciła pilot od telewizora po czym go włączyła.
A co moja siostra ma z tym wspólnego?
,, Jednak po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech...jakby...dumny?
Otworzyła usta i powiedziała ,,No..Violu...sprzeciwiasz mi się...ale tym razem...tym razem ci odpuszczę...jestem pod wrażeniem..." i poklepała mnie po ramieniu. Potem kazała mi gdzieś za sobą iść...i...i to właściwie koniec Twojej roli. Zapewne teraz wydaje Ci się, że nic szczególnego nie zrobiłeś i jesteś niewinny..ale obiecuję Ci, że w końcu wszystko się wyjaśni... Jedna z uczennic w Amorisie, przed moim samobójstwem zawarła ze mną umowę... dostarczy każdemu winnemu list, w którym przedstawię mu jego winę...Więc...lepiej będzie jeśli nikomu o tym nie wspomnisz...o tym liście...bo jeśli to zrobisz, to przyrzekam, że ona się o tym dowie...i wszystkim powie, że jesteś w to zamieszany...wprawdzie wszyscy wiedzą, że to samobójstwo, ale jeśli wyjdzie, że Ty byłeś jednym z powodów, dla których się na to zdecydowałam...to Twoja reputacja nieźle na tym ucierpi..A tego byś nie chciał.."
Nie chciałbym tego...
,,Następny list, otrzyma Twoja siostra... a następnie ktoś inny i jeszcze inny...a kiedy ostatnia osoba przeczyta lis, zgłosi się do Ciebie.. i wtedy wszyscy moi kochani winowajcy się spotkacie i przemyślicie to co zrobiliście..."
Amber też otrzyma list... albo już go ma...dawno nie zaglądałem do szafki...mogłem go otrzymać kilka dni temu...
Violetta kazała mi nikomu nic nie mówić...bo ta jej...ymm...służąca? Bo ona wszystkim powie o tym co zrobiłem...tylko co zrobiłem? Nie..nie ważne.... w każdym razie wolę się nie narażać.
,, No więc... mam nadzieję, że zżera Cię ciekawość, odnośnie tego, do czego się przyczyniłeś i co sprawiło, że postanowiłam się zabić... więc..jak wcześniej wspominałam, niedługo się dowiesz.
A teraz, życzę Ci abyś faktycznie się nie wygadał..
Violetta''
Czytałem ostatnie słowa i starannie napisany podpis Violetty. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć... Może nie byłem z nią jakoś blisko, ale to nie jest tak, że miałem ją gdzieś...Zawsze byłem pewny, że ma swoich przyjaciół...Ciągle kręciła się gdzieś z Su i Rozalią...Matko...naprawdę...nie mam pojęcia co takiego zrobiłem..
*** ***
Witajcie! Oto przed wami pierwszy rozdział!
Powiem szczerze, że wymyślanie opowiadania tego typu jest bardzo czaso i pracochłonne.
Muszę, wymyślać o co by tu obwinić poszczególne osoby...i takie tam...
Więc powiem, że tak...bardzo się napracowałam pisząc pierwszy rozdział.
Jeśli podoba ci się i doceniasz moją pracę, proszę zostaw komentarz!
Pozdrawiam
Scheyly
zapraszam też na mojego drugiego bloga
https://forgotslodkiflirt.blogspot.com/
Subskrybuj:
Posty (Atom)